Potrafię robić na drutach, a
regularny trening sprawia że w tej dziedzinie mogę pozwolić sobie na coraz
więcej. Nowo zdobyte umiejętności cieszą, ale też pokazują jak bardzo dużo mam jeszcze
do opanowania w myśl leśnej zasady „im dalej w las tym więcej drzew”. Nie popadam w samozachwyt ani w fałszywą
skromność. Potrafię robić na drutach, mam tę zdolność i umiejętność. Z darem
perswazji już u mnie gorzej. Gdy okazało się, że sweter, który podjęłam się
zrobić ma być czarny próbowałam zachwalać grafity, granaty, sól pieprz i
melanże, ale moje sugestie były daremne. Jednak czarny. Trudno, zresztą nikt nie
obiecywał że będzie łatwo. Chyba nigdy nie robiłam z czystej czerni dużych
form, a mówi się, ze to kolor wyjątkowo trudny, niewdzięczny i źle widoczny podczas pracy. Czarno to widzę,
pomyślałam, ale nie nurzałam się w tych wizjach na tyle głęboko, by wpaść w
czarną rozpacz. Decyduję się na prosty model, bezszwowy raglan robiony od góry.
Do dzieła! Czarny sweter i czarna kawa, przekonajmy się jaki to diabeł tkwi w
szczegółach czerni. I cóż, pierwszy chochlik związany z przyjemną wełenką
merino soft lana gatto ukrył się w banderolce, na której stoi jak wół rozmiar
drutów numer pięć. Obejrzałam moteczki i zanim zrobiłam próbkę wiedziałam, że
nawet czwórka do za dużo. Ja użyłam drutów nr. 3,5, do ściągaczy 3 a do
włoskich wykończeń 2,5. W dziewiarstwie wiadomo, że rozmiar ma znaczenie. Być
może to jakaś inna numeracja, albo jakaś czarna owca, już nie ważne.
Co do opinii, że z czarnej
włóczki dzierga się trudniej, wszystko to prawda. Słabo widać dzierganą
materię, kształt oczek, nie można wleźć z robótką w byle kąt, zwłaszcza o tej
porze roku. Dla odmiany wszelkie paproszki w rozmiarach gdzie indziej
niewidzialnych znajdują na czarnym tle doskonałą przestrzeń do autoprezentacji,
biszkoptowa sierść i drobne pyłki kurzu uwidaczniają swoje kształty i
przykuwają uwagę patrzącego.
To prosty fason swetra, właściwie
poza rozmiarem, przewidywalny, więc dla urozmaicenia pracy decyduję się na
wprowadzenie czegoś nowego. Tu wplotłam trzy techniczne rozwiązania, których wcześniej
nie stosowałam. Po pierwsze zrobiłam pogłębienie raglanu z podkrojem pachy, coś
co dotychczas uważałam za zbyt trudne, teraz mogę napisać czarno na białym, że
nie taki diabeł straszny.
Druga rzecz to dwa rękawy robione
równocześnie magic loopem, świetny
wynalazek gwarantujący idealnie równe zwężanie linii rękawa. Nie wiem, czy
zakochałam się w tej metodzie, wydaje mi się, że nieco inny, korzystniejszy efekt
jest przy dzierganiu na pięciu drutach, będę to jeszcze testować. Technika na
pewno wygodniejsza, poza tym ta żyłka skręcona w znak nieskończoności działa kojąco,
przynajmniej na mnie. Jakiś czas temu to był modny znak, być może nadal jest,
ja go lubię bez względu na trendy. A tak na marginesie, jeden poeta napisał że
ten znak nieskończoności to zero skręcone z zazdrości.
No i trzecie rozwiązanie, śmiałe
i obiecujące. Robiłam ten sweter od samego ściągacza sposobem włoskim,
dotychczas najpierw powstawał sweter, a potem dekolt już dopasowywałam. Tym
razem założyłam że się uda od razu. Wyszło nieźle. Do czasu, a konkretnie do
prania, podczas którego obwód szyi nazbyt się poszerzył. Przyszło mi więc
chirurgiczną metodą oddzielić część ściągacza, nabrać żywe oczka i ponownie
zrobić wykończenie szyi. Udało się bez powikłań. Sweter gotowy do noszenia! Nie
był to diabelnie trudny projekt, ale dostarczył trochę przygód. Nie wspomniałam
jeszcze o napięciu związanym z ryzykiem braku wełny, ale to przecież standard.
Wełna miła w dotyku po zamoczeniu jeszcze bardziej zmiękła, a gotowy mokry sweter
wydłużył się na kształt sukienki, mógłby nawet służyć za sutannę. Na szczęście
po zblokowaniu i wysuszeniu wrócił do właściwych kształtów.
Nie zamierzam oczerniać czerni,
ale muszę wspomnieć o tym, że jedną z jej wad jest trudność sfotografowania, a
jeśli na to nałoży się chwilowy brak możliwości
plenerowych to efekt będzie dość skromny. Poniżej czarny męski sweter dla
Łukasza, w roli modela ponownie Wojtek, niewątpliwie należy mu się czarny las z CzarodziejaJ
Powyższe zdjęcia swetra zrobione zostały przed korektą, a poniżej poprawione wykończenie ściągacza wokół szyi.
Piękny sweter szczególnie to wykończenie pod szyją. Czy zdradzisz, jak się robi taki "wałeczek" przed pliską?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję. Kilka lat dojrzewałam do tego wykończenia, bardzo te wałeczki mi się podobały. Mam nadzieję, że uda mi się to opisać. Więc tak, najpierw robię jeden rząd oczkami lewymi, żeby ten wałeczek był bardziej widoczny, w kolejnym rzędzie robię jedno oczko prawe i jeden narzut, tym samym podwajając ilość oczek, następne kilka rzędów robi się tzw "double knitting", w pierwszym rzędzie oczko prawe zdejmujemy, pozostawiając nitkę z tyłu, a narzut przerabiamy na lewo, w kolejnym rzędzie oczko oczko prawe przerabiamy normalnie, lewe zdejmujemy bez przerabiania zostawiając nitkę z przodu i te dwa rzędy powtarzamy aż wałeczek będzie mieć odpowiednią wysokość i potem przerabiamy po dwa oczka razem na lewo, w ten sposób wracając do pierwotnej liczby oczek. Ważne żeby ten wałeczek robiony był na drutach mniejszych o jeden rozmiar albo nawet więcej, po tym wałeczku już normalny ściągacz.
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie dziękuję za jasny opis. Dziś będę próbować z myślą o Tobie, oczywiście:) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia!
OdpowiedzUsuń