Pułapki, sieci i pokusy czyhają
nie tylko na dziewiarki. Przekonałam się o tym przy powstawaniu szarego swetra
dla mojego męża.
Pewnej niedzieli, choć możliwe,
że akurat wtedy była sobota, po wspólnym posiłku w gronie szerszym niż na co
dzień, już po kawie, herbacie i po herbatnikach nie przerywając rozmowy wyjęłam
sobie do prucia szarą wełnę. Nie miałam
wobec niej konkretnych planów, wiedziałam tylko że taka przędza nie może się
zmarnować. To nie było zwyczajne prucie, aby odzyskać ładny wygląd wełny trzeba
ją nawinąć, uprać i po wysuszeniu zwinąć. Przygotowałam prowizoryczne stelaże,
w tej roli najlepiej wypadają pudełka po butach oraz duże wieka plastikowych
pojemników i bez pośpiechu przystąpiłam do dzieła. Natychmiast znalazły się
ręce chętne do pomocy. To musiało być przyjemne zajęcie, bo niemal wszyscy się
zaangażowali i w niedługim czasie praca była skończona.
Podczas nawijania wełny i rozmowy
o sprawach zupełnie nie dziewiarskich mojemu mężowi wyrwało się, że ta wełna
byłaby świetna na sweter dla niego. Nie musiał powtarzać dwa razy, decyzja
zapadła. Wiem co mu się podoba, co lubi, w czym dobrze się czuje i oczami wyobraźni już widzę ten sweter. Teraz tylko trzeba go
zrobić, druty to nie zaczarowany ołówek,
między wizją a efektem jeszcze musi się znaleźć miejsce na pracę i naturalnie
czas. Sweter robię według własnego pomysłu, z głowy. Ale nie wszystko da się
tak na oko, potrzebny jest jakiś wzór, a w każdym razie schemat z pomiarami,
gdzie się coś zaczyna, gdzie kończy, tak mniej więcej. Nawet gdy robi się po
swojemu potrzebny jest jakiś wzorzec, na którym można się oprzeć. Padło na dwie
stare Sandry. W tych to pismach wybrałam dwa pulowery, które najbardziej
odpowiadały mojej wizji, w jednym były wszyte pagony, w drugim spodobała mi się
dość nietypowa linia raglanu.
Zbitka słów „dwie stare Sandry” w
zestawieniu z projektem męskiego swetra wydaje mi się dość śmieszna,
przypominająca dwie stare panny. Daleko mi do obśmiewania faktu niezamęścia, a
już tym bardziej czyjejś niewybranej samotności, ale wyśmiałam moje zbiory
starych gazet, postanowiłam zrewidować je, odkurzyć i pożenić albo nawet
zdigitalizować. Ale oprócz praktycznych funkcji dwie stare Sandry przypomniały
mi urocze postaci literackie, ekscentryczne i niezwykłe kobiety połączone wspólnym
losem, Panny Pąckie z Widnokręgu Wiesława Myśliwskiego i Ciocie Herbatki z
prozy Joanny Bator. Z przyjemnością ponownie spotkałabym się z nimi w lekturze
przy filiżance kakao lub herbaty, ale to jeszcze nie teraz. Mój czas wolny
wypełniają obecnie stare Sandry, ich krewne i pociotki. Zabawa przednia, bo
czegóż tam nie ma, ale nie ukrywam że trochę wysiłku mnie to kosztuje, wiadomo,
zbieractwo, łowiectwo, dziewiarstwo! Może nawet napiszę o tym osobny tekst.
Dziś prezentuję męski sweter,
który sama zaprojektowałam i wykonałam, po swojemu, prawie że na oko, a były
też momenty że powyżej uszu miałam tych swoich kombinacji łączenia dwóch
różnych modeli w oparciu o ulubiony sweter męża o całkiem innym fasonie. Sposób
dziergania też zakręcony, żeby nie powiedzieć pokrętny. W skrócie: korpus i
rękawy od dołu, w okrążeniu, potem każda część osobno, na koniec wszywanie
rękawów i dorabianie plisy. Tym razem nauczyłam się jak wykonać dziurkę na
guzik, która się nie rozwleka. Lubię takie odkrycia. Zapomniałabym dodać, że
odpowiedniego poziomu adrenaliny w trakcie dziergania dostarczała wątpliwość
czy wystarczy wełny, plan B zakładał więc wprowadzenie innego koloru na górze,
ale wełny wystarczyło, a nawet trochę zostało.
Poniżej efekt mojej pracy,
oczywiście gdybym mogła cofnąć czas może to i owo zrobiłabym lepiej, tak mi się
przynajmniej wydaje. Właściciel swetra nie ma do niego zastrzeżeń, bardzo go
lubi i ubiera często, od ponad miesiąca. A oto sweter dla męża, bez męża, który
znajduje się po drugiej stronie obiektywu.
Sweter świetny, podziwiam wykończenia :)
OdpowiedzUsuńI podziwiam za wszywanie rękawów - coś, czego szczerze nie cierpię i unikam, jak mogę. A kombinowanie z łączeniem różnych projektów i konstrukcji daje często najlepsze efekty. I ten dreszczyk emocji, czy wystarczy włoczki, oj, jak ja to znam - nie lubię zostających resztek i najczęściej kupuję włóczkę w ilości 'na styk'. Pól biedy, jeśli jest dostępna w sklepach, gorzej, jak już jest wycofana albo to ręczne (nie własne) farbowanie.
Ogromnie mi miło, dziękuję i szeroko otwartymi ramionami przyjmuję komplement za wszywanie rękawów. To napięcie, niepewność i nadzieja, że będzie to jakoś wyglądać. Kombinacje z tym swetrem trochę dziwne, korpus i rękawy robiłam bezszwowo, a to co najbardziej widoczne wymagało zszywania. Teraz tak patrzę na zdjęcia i zastanawiam się jakby to zrobić od góry, ale nigdy jeszcze nie robiłam metodą continuos z dopasowanym ramieniem.
OdpowiedzUsuńSweter prezentuje się bardzo dobrze. I do tego jest noszony przez właściciela. Ja bardzo powoli dojrzewam do swetra dla męża. Po babskich projektach dla córek i siebie, będzie to dla mnie wyzwanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję:-) Wyzwanie? Przepraszam, ale widziałam zdjęcia szarej ryżowej sukienki. Myślę, że po tak swobodnie i perfekcyjnie wykreowanej dzianinie męski sweter po prostu wyskoczy spod drutów :-)
OdpowiedzUsuń