środa, 17 października 2018

Zszywany, znoszony, lubiany.

      Jak dotąd tegoroczna jesień pozwala cieszyć się ciepłem, światłem, kolorami. Już miałam pisać, że do syta, ale pięknem tych barw ciągle nie można się nasycić. Człowiek patrzy na drzewa, chcąc zatrzymać ten moment i już mu się zdaje, że zamiera z zachwytu, lecz spadające w tanecznym wirze liście wytrącają go z tego stanu, przypominając o ulotności chwili. Jesienią natura z takim rozmachem maluje drzewom liście, a zaraz potem się ich pozbywa. Może stąd się biorą jesienne chandry i smutki? Wiosenne kwitnienie sadów z pewnością nie trwa dłużej niż rewia jesiennych liści, a jednak wtedy mało kto poddaje się refleksjom o przemijaniu czasu. Wiosna z jesienią, choć tak różne, mają też wiele podobieństw, wiadomo – w naturze wszystko jakoś się wiąże, ale mam wrażenie że te dwie pory roku przekomarzają się ze sobą.
Za moim oknem rośnie magnolia. O tej porze roku jej świetliste liście sprawiają, że wyróżnia się na tle innych drzew i przykuwa uwagę podobnie jak jej wiosenna wersja z mnóstwem kwiatów obsiadłych na gałęziach  niczym baśniowe ptaki. Teraz jednak nikt specjalnie się magnolią nie zachwyca.
Powszechne są „wiosenne porządki”, a przecież po lecie jest tyle samo pracy w domu i w ogrodzie. Zwrotu „jesienne porządki” używa się znacznie rzadziej i zwykle w odniesieniu do czynności ogrodowych. Może po prostu jest tyle pracy, z którą trzeba uporać się przed zimą, że już ubieranie tego w słowa nie jest wcale takie ważne. A skoro już mowa o ubieraniu, to można spojrzeć na te dwie pory roku właśnie pod takim kątem. Wiosną, rozkwitające drzewa wyglądają jakby ubrały się w piękne stroje, a ludzie w tym czasie zrzucają grube warstwy i ograniczają ilość odzienia. Zaś jesienią przychodzi czas  na przyodziewanie się i to nie tylko dzianinami. Oczywiście dziewiarkom już ostrzą się druty na coraz cieplejsze swetry, czapki, szale i wszelkie inne otulacze. A co w przyrodzie? Drzewa na chwilę wzbogacają swe kreacje w płomienne, lśniące szaty, które z wiatrem lub nawet bez jego pomocy opadają odsłaniając nagie kształty. Liście leżące u stóp magnolii wyglądają jak zsunięta z ciała dziewczyny sukienka. Lubię przewidywalność natury, która w jakiś niezwykły sposób zawsze zaskakuje mnie, nawet jeśli wiem co przyjdzie potem i że znowu będzie to zima, ale stop, to przecież jeszcze nie ta pora roku. Nadal trwa cudna jesień, która choć taka piękna, to jednak wzbudza nastroje nostalgiczne, porusza tęskne struny, pyta o sens życia, ha, nie tylko pyta, ale czasem też odpowiada prezentując prawdziwe i nie zawsze doskonałe owoce. Poza tym, co dla wszystkich jest oczywiste różnica między wiosną a jesienią jest taka, że o ile wiosenne obnażanie owszem odsłania jakąś nadmierną wypukłość czy bladość ciała, ale równocześnie wyposaża w entuzjazm i nadzieję, że da się coś z tym zrobić. Jesienią wprawdzie przybywa zewnętrznego okrycia, ale na innym poziomie mogą opadać ciepłe warstwy złudzeń i iluzji, tak jak liście z drzew, a my zostajemy z tym co mamy  naprawdę. I cóż, wystarczy zgodzić się na swą słabość i niedoskonałość, a życie nadal jest piękne i być może jeszcze bardziej ciekawe. 
No i poniosło mnie w jesienny egzystencjalizm. Jak tu teraz zejść do poziomu starego, znoszonego swetra, który nigdy nie miał ujrzeć światła internetowego? Kiedy rok temu zaczęłam pisać tego bloga i pokazywać moje rękodzieło, sweterek, o którym mowa służył mi już czas jakiś. Nie zamierzałam go prezentować, raz że znoszony, nieco już skundlony no i przede wszystkim zszywany, a ja miałam wtedy ambicje bezszwowe. Nie nadawał się i tyle. Czas mijał, sweterek nadal służył i nadal się nie nadawał na pokaz. Do czasu, dokładnie do minionej niedzieli. Gdy ubierałam się rano wiedziałam, że muszę wyciągnąć coś miękkiego, ciepłego, wygodnego, coś co nadaje się do sytuacji leśnych oraz towarzyskich, coś co nie gryzie, w czym można zasnąć, a potem obudzić się i czuć się jak w eleganckim żakieciku. Ten zwyczajny sweterek  już nie raz spełnił te wszystkie wymagania. Zrobiłam go dość dawno, według własnego pomysłu, właściwie  na oko. Lubię jego subtelny połysk i ciekawy kolor, który nigdy się nie nudzi. Dlaczego miałabym go nie pokazać? Zwłaszcza, że właśnie zaczęłam robić na drutach sweter, który będzie zszywany i nie ukrywam, że po prostu boję się nie tylko tego ostatniego etapu łączenia części, ale w ogóle obawiam się czy mi się uda. 
















4 komentarze:

  1. usiadłam do komputera teraz mogę pozostawić po sobie ślad, jest tyle jeszcze nie odkrytych blogów, cieszę się że tu trafiłam, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten ślad. Dobrze jest zostawiać takie ślady, które cieszą ludzi:-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za piękny jesienny komentarz i uśmiech, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń