środa, 7 marca 2018

O ciężarze inspiracji


Wchodzę do Internetu, na chwilę, która potrwa dłużej niż planowałam, już to czuję. Zanim jednak pochłoną mnie kombinacje pikseli przez krótki moment staroświecką częścią mózgu dostrzegam jak trafne jest to określenie. Dawniej można było wejść do biblioteki, a encyklopedie czy albumy się otwierało. Można było mieć nos w książce, głowę w chmurach i dać się ponosić wyobraźni, jednak ciałem pozostawało się w realnym świecie. Wirtualna rzeczywistość działa inaczej, wciąga na całego, przez multimedialną naturę wpływa także na zmysły, czasem atakując znienacka i najzwyczajniej wtrącając się w nasze życie, nie napotykając na zbyt wielki opór. Ten świat porywa prędkością, między odmiennymi światami można przemieszczać się szybciej niż między dwoma hasłami w jednym papierowym słowniku. I trudno się dziwić, że lubimy w tym bezmiarze szukać prawie wszystkiego, bo czy jest tam coś czego nie ma? Jest szeroka gama i pełna paleta, no głowa mała. Osiołkowi w żłoby nie dano aż takiego wyboru, a i tak problem z podjęciem decyzji po prostu go wykończył. Jak tu nie współczuć współczesnemu człowiekowi, który musi radzić sobie z niewyobrażalnym zalewem treści, obrazów, dźwięków. Łatwo wejść do Internetu, gorzej wyjść, nie ma godzin otwarcia ani zamknięcia. O każdej porze można przeglądać różne strony w poszukiwaniu inspiracji i podążać za ciekawymi motywami, które pokazują odgałęzienia do jeszcze ciekawszych, te do kolejnych i tak dalej. A rzeczywiste godziny mijają. Nagle czuję zmęczenie i ciężar w głowie. Jak to możliwe, przecież to inspiracje, od łac. inspiratio - natchnienie, spiro - oddech, tchnienie, duch. Coś tu nie gra, zamiast lotności i skrzydeł, które mogłyby mnie unieść czuję ciężki tobół. I chyba wiem jak to się dzieje. Po prostu na tej wirtualnej karuzeli obfitości może zakręcić się w głowie i wtedy mylą się pojęcia.  Inspiracje, informacje i instrukcje  - te trzy terminy często lądują razem w dziewiarskim koszyku i mieszają się jak poplątane nitki, trudno je rozdzielić, bo nawet brzmią podobnie.
Inspiracją może być wszystko, wzruszenie na spacerze, blask płynącej wody, albo jakiś konkretny sweter który zachwyci kształtem, miękkością czy nawet nastrojem fotografii. I to są rzeczy, które gdzieś w nas zapadają, głęboko i cicho, nie wiadomo dlaczego właśnie te a nie inne.
Informacje to coś, czego mamy znacznie więcej niż nasi przodkowie. To wielki ogrom wszelakich danych, który chce wniknąć w nasze głowy. Siła ciężaru jest w tym spora, ale do serca wniknąć nie tak łatwo. To może być nawet ten sam obiekt, pejzaż, woda, miękki sweter, nastrój fotografii. Czasem informacja może stać się  inspiracją, ale nastąpi to tylko wtedy gdy przyklei się do czegoś, co mamy w sobie gdzieś głęboko, nawet jeśli to jest tęsknota lub poczucie braku.  Wtedy intencja nabierze siły i bez trudu ogarnie informacje, podzieli je na ważne i nieważne, a po tej selekcji przystąpi do działania, znajdzie gotową instrukcję lub samodzielnie ją stworzy.
Instrukcje to oczywiście rodzaj informacji, ale szczególny i konkretny, to już plan działania, kształt projektu, opis wzoru, który pozwoli zmaterializować ideę i zrealizować pomysł. Gdy patrzyłam na wodę wymyślił mi się szal, już go sobie wyobraziłam, trzeba tylko jeszcze znaleźć odpowiedni ścieg. Miejsce instrukcji wcale nie musi być na końcu tego łańcucha, bywa i tak, że jakiś wzór staje się inspiracją i powstaje nowa koncepcja by go użyć.
Zaobserwowałam ostatnio, że naprawdę udane projekty mają własną historię i wynikają z osobistego doświadczenia. Nie znaczy to wcale że tylko we własnym sosie trzeba siedzieć i powtarzać w kółko to samo. Skoro słowo inspiracja kojarzy się z oddychaniem to warto pamiętać że oddech jest ruchem, czerpaniem świeżości. I z każdym wdechem przychodzi coś nowego. Czasem robimy coś, co wydaje się nieracjonalne i tłumaczymy wtedy niby żartobliwie, „no muszę, bo się uduszę”, no właśnie to jest ta potrzeba oddechu, a mus w tym przypadku nie ma w sobie nic z niewolniczego przymusu tylko rozpierającą energię do zrealizowania pomysłu.
Wychodzę z Internetu, wygrzebuję się spod ciężaru inspiracji, które okazały się tylko zbiorem informacji i wracam do moich motków. Wyciągam z pudła najpierw różowe, ciepłe, wygrzane w słońcu, chwilę potem biorę w dłonie zielone i widzę jakież jest moje zdziwienie, gdy okazuje się, że to nie  tylko motki ale też jaja zniesione przez rzeźbione ptaki. Choć napisałam o tym jak to inspiracje przyklejają się do naszych upodobań, że to logiczne i zrozumiałe, a jednak ta kolorystyczna spójność bardzo mnie zadziwia i nastrój poprawia. Widać idzie wiosna!

















2 komentarze:

  1. Ptasiory przecudowne a moteczki faktycznie dopasowałaś idealnie. Serdeczności. Edi-bk

    OdpowiedzUsuń