Wchodzę do Internetu, na chwilę,
która potrwa dłużej niż planowałam, już to czuję. Zanim jednak pochłoną mnie
kombinacje pikseli przez krótki moment staroświecką częścią mózgu dostrzegam
jak trafne jest to określenie. Dawniej można było wejść do biblioteki, a
encyklopedie czy albumy się otwierało. Można było mieć nos w książce, głowę w
chmurach i dać się ponosić wyobraźni, jednak ciałem pozostawało się w realnym
świecie. Wirtualna rzeczywistość działa inaczej, wciąga na całego, przez
multimedialną naturę wpływa także na zmysły, czasem atakując znienacka i
najzwyczajniej wtrącając się w nasze życie, nie napotykając na zbyt wielki
opór. Ten świat porywa prędkością, między odmiennymi światami można
przemieszczać się szybciej niż między dwoma hasłami w jednym papierowym słowniku.
I trudno się dziwić, że lubimy w tym bezmiarze szukać prawie wszystkiego, bo
czy jest tam coś czego nie ma? Jest szeroka gama i pełna paleta, no głowa mała.
Osiołkowi w żłoby nie dano aż takiego wyboru, a i tak problem z podjęciem
decyzji po prostu go wykończył. Jak tu nie współczuć współczesnemu człowiekowi,
który musi radzić sobie z niewyobrażalnym zalewem treści, obrazów, dźwięków.
Łatwo wejść do Internetu, gorzej wyjść, nie ma godzin otwarcia ani zamknięcia. O
każdej porze można przeglądać różne strony w poszukiwaniu inspiracji i podążać
za ciekawymi motywami, które pokazują odgałęzienia do jeszcze ciekawszych, te
do kolejnych i tak dalej. A rzeczywiste godziny mijają. Nagle czuję zmęczenie i
ciężar w głowie. Jak to możliwe, przecież to inspiracje, od łac. inspiratio - natchnienie, spiro - oddech, tchnienie, duch. Coś tu
nie gra, zamiast lotności i skrzydeł, które mogłyby mnie unieść czuję ciężki
tobół. I chyba wiem jak to się dzieje. Po prostu na tej wirtualnej karuzeli
obfitości może zakręcić się w głowie i wtedy mylą się pojęcia. Inspiracje, informacje i instrukcje - te trzy terminy często lądują razem w
dziewiarskim koszyku i mieszają się jak poplątane nitki, trudno je rozdzielić,
bo nawet brzmią podobnie.
Inspiracją może być wszystko, wzruszenie na
spacerze, blask płynącej wody, albo jakiś konkretny sweter który zachwyci
kształtem, miękkością czy nawet nastrojem fotografii. I to są rzeczy, które gdzieś
w nas zapadają, głęboko i cicho, nie wiadomo dlaczego właśnie te a nie inne.
Informacje to coś, czego mamy
znacznie więcej niż nasi przodkowie. To wielki ogrom wszelakich danych, który
chce wniknąć w nasze głowy. Siła ciężaru jest w tym spora, ale do serca wniknąć
nie tak łatwo. To może być nawet ten sam obiekt, pejzaż, woda, miękki sweter,
nastrój fotografii. Czasem informacja może stać się inspiracją, ale nastąpi to tylko wtedy gdy
przyklei się do czegoś, co mamy w sobie gdzieś głęboko, nawet jeśli to jest
tęsknota lub poczucie braku. Wtedy intencja
nabierze siły i bez trudu ogarnie informacje, podzieli je na ważne i nieważne,
a po tej selekcji przystąpi do działania, znajdzie gotową instrukcję lub
samodzielnie ją stworzy.
Instrukcje to oczywiście rodzaj
informacji, ale szczególny i konkretny, to już plan działania, kształt
projektu, opis wzoru, który pozwoli zmaterializować ideę i zrealizować pomysł.
Gdy patrzyłam na wodę wymyślił mi się szal, już go sobie wyobraziłam, trzeba
tylko jeszcze znaleźć odpowiedni ścieg. Miejsce instrukcji wcale nie musi być
na końcu tego łańcucha, bywa i tak, że jakiś wzór staje się inspiracją i powstaje
nowa koncepcja by go użyć.
Zaobserwowałam ostatnio, że
naprawdę udane projekty mają własną historię i wynikają z osobistego
doświadczenia. Nie znaczy to wcale że tylko we własnym sosie trzeba siedzieć i
powtarzać w kółko to samo. Skoro słowo inspiracja kojarzy się z oddychaniem to
warto pamiętać że oddech jest ruchem, czerpaniem świeżości. I z każdym wdechem
przychodzi coś nowego. Czasem robimy coś, co wydaje się nieracjonalne i
tłumaczymy wtedy niby żartobliwie, „no muszę, bo się uduszę”, no właśnie to
jest ta potrzeba oddechu, a mus w tym przypadku nie ma w sobie nic z niewolniczego
przymusu tylko rozpierającą energię do zrealizowania pomysłu.
Wychodzę z Internetu, wygrzebuję
się spod ciężaru inspiracji, które okazały się tylko zbiorem informacji i wracam
do moich motków. Wyciągam z pudła najpierw różowe, ciepłe, wygrzane w słońcu, chwilę
potem biorę w dłonie zielone i widzę jakież jest moje zdziwienie, gdy okazuje się, że
to nie tylko motki ale też jaja zniesione przez rzeźbione ptaki. Choć
napisałam o tym jak to inspiracje przyklejają się do naszych upodobań, że to
logiczne i zrozumiałe, a jednak ta kolorystyczna spójność bardzo mnie zadziwia
i nastrój poprawia. Widać idzie wiosna!
Ptasiory przecudowne a moteczki faktycznie dopasowałaś idealnie. Serdeczności. Edi-bk
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
OdpowiedzUsuń