Przyjemny wrześniowy poranek,
otwarte okna, w odświeżonej deszczem zieleni drzew widać coraz więcej złotych
plam. Kolejny dzień smażą się powidła, ich aromat rozprzestrzenia się po mieszkaniu,
miesza się z innymi zapachami, z dawnymi i niedawnymi wspomnieniami. Jest
dobrze, jest rześko, ale czuję, że coś nie gra, ogarnia mnie jakaś niemoc i
niechęć do tego, co zaplanowałam dziś zrobić. Wsłuchuję się w odgłosy deszczu i
mam wrażenie, że ten stukot kropli o parapet coś do mnie mówi, jeszcze nie wiem
co, próbuję rozszyfrować ten język, jakby to był alfabet morse’a. Nagle
rozpoznaję o co chodzi, tak, to jest dobry czas by przygotować tekst na bloga. Z
zapałem siadam więc do pisania odkładając inne rzeczy, tylko od czasu do czasu idę
przemieszać powidła drewnianą łyżką.
Uśmiecham się do siebie, przypominając sobie, że to nie pierwszy raz, gdy
deszcz pukający w parapet spowodował chęć pisania. Te krople deszczu skłoniły
mnie do zmiany planów i do pobycia z moją pasją właśnie w taki sposób, w zatrzymaniu, w refleksji i z pewnym dystansem
do zakończonej już pracy.
Dziewiarskie konkrety, takie jak
zdjęcia, dane techniczne, nazwa wzoru, rodzaj i kolor włóczki w prowadzeniu
bloga są bardzo ważne i często bywają
pomocne także dla mnie samej. Przyznam jednak, że prowadzenie
dokumentacji i archiwizacji samo w sobie nie jest zbyt pasjonujące, a że nie
jest też pilne to po prostu czeka na swój czas, i wygląda na to ze właśnie teraz
ten czas przyszedł, w parze z natchnieniem do pisania.
Jako dziewiarski konkret do tego wpisu
wybrałam jedwabną chustę zrobioną tego lata dla Anity. Robiłam ją dość długo,
nie tylko z powodu dość wymagającego, dwustronnego wzoru, ale dlatego, że dałam
sobie na to więcej czasu. Wcześniej jeszcze czekałam na dostawę wybranego przez
Anitę koloru. Nie było jednak w tym czekaniu niecierpliwości, raczej odkładanie
przyjemności, wzrost ciekawości, bo pojęcia nie miałam jak z tą przędzą się
pracuje, jak cieniowanie kolorów będzie układać się w dzianinie.
Po raz kolejny sięgnęłam po projekt Alfaknits "Greenhouse knits 7 shawl". Wykonywałam już taką chustę
pięć lat temu, z ciepłej wełny w chłodnej tonacji kolorystycznej. Chustę hipnotyczną,
wodną, tymiankową (klik) także robiłam
latem, również wtedy towarzyszyła mi ona czasie jazdy nad morze. To kolejne z
podobieństw, ale jest to zupełnie inna dzianina. Jak nie wchodzi się dwa razy
do tej samej rzeki, tak nie robi się dwóch tych samych dzianin. Nawet jeśli z
podobną chustą na drutach, jedzie się dwa razy nad to samo morze, to już w
innym rozmiarze i chusty i drutów, z inną włóczką, w innym czasie i okolicznościach. Ja też się
zmieniam, choć niezmiennie lubię nasze morze za jego nieustanną zmienność.
Cieniowane jedwabie Magic silk Austermann
poznałam w czasie wiosennych włóczkowych targów Yarnmark wełny, więc kiedy
zostałam poproszona o zrobienie cienkiej, melanżowej chusty jako jedną z opcji
zaproponowałam właśnie Magic silk. Przyznam szczerze, że wybrany przez Anitę
kolor gold na początku nie zachwycił mnie ani na ekranie ani nawet potem w kupionym
już motku. Jednak gdy tylko włóczka zaczęła zamieniać się w chustę zaczęło się
dziać coś magicznego, bo kolor ten urzekał mnie coraz bardziej. Dostrzegłam, że
miał w sobie głębię i słoneczne refleksy. Nad morzem odkryłam, że jest to po
prostu bursztyn, a kilka dni temu gdy zobaczyłam już jesiennie rozpalone złote
drzewo dzikiej gruszy skojarzyłam tę chustę z ciepłem jesiennej kolorystyki.
Dobrze się wpisuje ta dzianina w
początek września, ten przełom lata i jesieni, w nastrój refleksyjny i pogodny.
Oto i ona:
Ten wzór chusty stworzony do tego koloru. Przecież te liście akurat z tym kolorem się zgrały tak, że innego wykonania projektu nie można wyobrazić. No i jeszcze te DRZWI dokądś... Jak na to wpadłaś, czy to tak obfity tego lata deszcz Ci podszepnął rozwiązanie? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń