Czasami mój mąż zaczepia mnie pytaniem, czy nie znudziło mi się to robienie na drutach. Odpowiedzią na to pytanie jest najczęściej śmiech nas obojga, bo przecież wiadomo, że nie. Jest we mnie wciąż ta gotowość by zrobić coś na drutach i gorliwość by zrobić to tak dobrze, jak tylko umiem. Mam też skłonność do gromadzenia włóczek, przygarniam osierocone motki, pruję stare dzianiny, kupuję nowe włóczki, gdyż nie zawsze jestem głucha na głos promocji. W efekcie te zapasy nie maleją, choć stale przerabiam je na nowe dzianiny. Gdyby nie fakt, że nie każda włóczka jest w moim guście, to może byłyby to już całe góry. Nie posiadam jakichś gigantycznych ilości, a tym co mam, gospodaruję całkiem przyzwoicie. Co jakiś czas robię przegląd moich skarbów i planuję zrobić z nimi gruntowne porządki, by nie gniotły się, nie miały za gęsto, nie grymasiły, nie gryzły kolorami, ani nie gniewały się na mnie, że o nich zapominam, a wybieram inne. Lecz ja wcale ich nie zaniedbuję, po prostu gagatki nie chcą współpracować z danym projektem, co nierzadko zdarza się włóczkom, bo za grube, za cienkie, nie taka gama kolorystyczna, albo po prostu za mało. Mam też włóczki gwiazdy, które w formie motków czują się jak skończone piękności, co strach na druty wrzucić, no cudne są, ale w gruncie rzeczy gnuśnieją, szkoda gadać! Generalnie nie jest źle, po prostu wszystkie te włóczki muszą grzecznie czekać na swój czas, na mój pomysł i na odpowiednią dzianinę.
Jakiś czas temu odkupiłam piękną
turkusową włóczkę, która przez kilka lat leżakowała w szafie u mojej krawcowej.
Potem poleżakowała i u mnie, a gdy wreszcie dojrzałam już do wydziergania z
niej czegoś dla siebie, okazało się, że faktura tej włóczki zupełnie mi nie
odpowiada. Bąble boucle jak baloniki nadawały się raczej na dziecięcą dzianinę,
toteż odłożyłam robotę i grzecznie poczekałam aż urośnie dziecko, które miałam
na myśli i gdy już urosło wydziergałam temu dziecku płaszczyk. Jak wiadomo
dzieci rosną bardzo szybko, toteż płaszczyk zrobiłam przyszłościowy, czyli taki,
który będzie można ubrać również za rok.
Jedną z większych przyjemności w
tworzeniu dzianiny jest dla mnie dobieranie guzików. Ma też w sobie element
niepewności, czy uda się znaleźć idealne guziki czy tylko dobrać pasujące jako
tako. W przypadku tego płaszczyka nie podejrzewałam żadnych guzikowych przygód,
miałam w domu mnóstwo granatowych, turkusowych i niebieskich guziorów, guzików
i guziczków. W każdym razie tak mi się wydawało. Tymczasem jak na płaszczyk
dziecięcy to albo były za duże, albo było ich za mało. Najbardziej podobały mi
się małe, ciemne kuleczki, niestety w niewystarczającej ilości, o gdyby był
jeszcze jeden! Trzeba było znaleźć inne rozwiązanie. Poprosiłam siostrę o
sprawdzenie domowych zasobów guzikowych, wcześniej wysłałam jej kilka zdjęć
swetra w różnym oświetleniu. Po kilku dniach dostałam przesyłkę, a w niej
guziki starannie popakowane do woreczków strunowych, zaś jedna porcja to były wymieszane
pojedyncze egzemplarze. Wzruszyłam się tą pieczołowitością, ale niestety nawet
przez opakowanie widziałam że one wszystkie niezbyt pasują. Otworzyłam woreczek z mieszanką różności i
okazało się, że jest tam jeden guziczek taki, jakich ja miałam kilka, ale
jednak za mało na płaszczyk, to była ta jedna brakująca idealna kropelka!
Z czego odpruty był ten guzik, nie
wiadomo, czy z mojego ubrania, czy z ubrania siostry, albo mamy, a może któregoś
z naszych dzieci, część guzików była tu, tamten jeden tam, a teraz wszystkie razem
zapinają płaszczyk mojej wnuczki.
Zanim przejdę do zdjęć to jeszcze trochę grzeczności z głębi serca - siostrze dziękuję za te guziki, synowej za zrobienie zdjęć, a wnuczce za pozowanie do nich, rozumiem jakie to przykre tak stanąć prosto, wtedy gdy właśnie chciałoby się gonić kota.
Wszystko ma swój czas, turkusowa bucla musiała poczekać, aż wnuczka trochę podrośnie:-) I sądząc po pięknej sesji plenerowej, mała właścicielka jest zadowolona z płaszczyka.
OdpowiedzUsuńHistoria rozdzielonych guzików, które odnalazły się jednak w tym jednym projekcie, jest po prostu urocza:-)
Dziękuję:-) Czy wnuczka jest zadowolona rozpoznaję po takim charakterystycznym błysku w jej oczach, po wyrazie twarzy, to bezcenna mina. Płaszczyk spodobał jej się od razu. Ostatnio Kinga sama narysowała sweterek jaki chciałaby na jesień, zastanawiam się tylko czy będę umiała zrealizować ten projekt. Ale póki co wiosna, potem lato, więc mam trochę czasu:-)
OdpowiedzUsuńCiekawa włóczka. Ładnie się prezentuje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu. Włóczka to murano hubner wolle. Serdecznie pozdrawiam:-)
UsuńG -jak genialny płaszczyk dla małej Damy:) Fajnie, że w końcu włóczka znalazła swoje przeznaczenie. Dla mnie dobór guzików to trudna sprawa i zawsze mam z tym problem. Twoje pasują idealnie i to chyba przeznaczenie, że znalazł się brakujący do kompletu guzik:)Piękna prezentacja i piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńTeż mam w swoich włóczkowych zasobach takie gwiazdy, które tylko miziam i oglądam:)
Amuszko, dziękuję za tak miłe słowa. Temat guzikowy wcale nie jest łatwy, trzeba dobrać odpowiedni kolor, rozmiar, ale najpierw trzeba mieć z czego wybierać. I tu zaczynają się schody, jak dowiedziałam się od jednej pani w pasmanterii guziki są stosunkowo kosztowne z produkcji i tym samym mało opłacalne na szerszą skalę, z tego powodu niektórzy sprzedawcy nie uzupełniają już guzikowych zapasów. W niewielu sklepach pasmanteryjnych jest naprawdę duży wybór. Na szczęście są też różne domowe puszki ze skarbami.
UsuńDobrze wiedzieć, że nie tylko u mnie takie gwiazdy włóczkowe;-) Pozdrawiam serdecznie