Korony drzew jeszcze niedawno rozświetlone były płomiennymi kolorami, a dziś już powoli tracą ostanie liście, żółte, czerwone, brązowe. Wiatr zaprasza je do tańca w zmieniającej się scenerii, to w smętnych deszczach, pod ołowianym niebem, to w przebłyskach słońca, ciepłych i krótkich.
Dni zbyt nagle zapadają w mrok, w chłodną
wilgoć, czasem w słabość czy nawet bezradność. Oto listopad. Nie przypominam
sobie nikogo, kto by powiedział, że to jego ulubiony miesiąc. Trudno się
dziwić, bo ten czas rozdaje nielubiane karty, spadek nastroju, odporności,
przeziębienia i inne takie. Zależy gdzie mamy przetarte swoje kapoty, tam
będzie podwiewało, a czasem nawet może przetrzeć się mocniej albo i rozerwać.
Trudno się dziwić o tej porze.
Ale listopad miewa też swoje
jasne strony, piękne niebo, bajeczne obłoki, tajemnicze mgły nad polami, nieliczne
jabłka na starych jabłonkach i czasem trudno odróżnić, czy patrzy się na
prawdziwy pejzaż czy na jakiś olejny obraz z dawnej epoki.
Miłe chwile w listopadzie da się
też sprowokować zapalając pachnące świece, piekąc placek z jabłkami lub choćby
same jabłka. A jeśli czas pozwoli to można otulić się ciepłym kocem, zanurzyć w
lekturze. Pomarzyć! Przedmiot marzeń
dowolny, na przykład czas wolny😊
….
Zbieram ostatnie dzikie owoce
chcę jeszcze zdążyć przed zmrokiem, przed zimą. Uczę się oczywistych praw
przyrody, jej kształtów, rytmów i tajemnic. Cieszę się, że mogę spojrzeć w
niebo, w drzewa, w trawy. Podnoszę z ziemi orzech i zauważam, że zaczął
kiełkować. Oto listopad. Dawniej powiedziałabym, że natura zamiera, teraz widzę
to trochę inaczej, przyroda po prostu odpoczywa, bo to jest ważne dla życia.
Listopadowy spacer nie jest wcale
oczywisty, tym bardziej cieszy mnie oglądanie ostatnich spadających liści,
odsłoniętych konarów drzew, ciekawych kolorów zeschłych traw.
Wracam zmęczona i dla relaksu
sięgam po druty. Robię gruby sweter, codziennie po kawałku. Praca to niepewna,
bo projekt trochę szalony i może dlatego tak kuszący. Czy mogę pozwolić sobie
na tak grube warkocze na całej powierzchni? Pozwalam sobie, a co tam! W razie
czego mam sporo smukłych siostrzenic.
Łączę trzy różne włóczki w intensywny ciemno turkusowy melanż, z lekkim
szmaragdowym połyskiem. Ponieważ jednej z włóczek jest znacznie mniej, co kilka
rzędów zmieniam jedną z nich, zdecydowanie nie uprzyjemnia to pracy, ale myślę
że dla spójnego efektu kolorystycznego warto się potrudzić.
Te grubaśne skośne warkocze
znalazłam w starym numerze Sandry, to znaczy znalazłam je w nowo kupionym
numerze, zachwyciłam się i postanowiłam zrobić takie, ale zanim doszło do
realizacji planu Sandra zestarzała się o parę lat, ja dokładnie o tyle samo.
Oryginalny projekt był krótkim sweterkiem do pasa, ja zrobiłam wersję
wydłużoną.
Taki oto sweter na grubaśnych drutach zrobiłam sobie na rozweselenie listopada.
Pod Twoim piórem nawet szarobury listopad staje się poezją:) Uwielbiam. Twoje teksty, nie listopad. Choć nie żywię też w stosunku do tego miesiąca jakichś szczególnie negatywnych uczuć. Sweter bardzo wyrazisty, konkretny. To nie warkoczyki, lecz warkocze co się zowią, wiją się w górę, jak nie przymierzając fasola po tyczce;) Kolor wyszedł rewelacyjny i jeśli mnie wzrok nie myli to idealnie współgra z oprawkami okularów;)
OdpowiedzUsuńOgromnie mi miło, dziękuję. Napisałaś, że warkocze wiją się jak fasola po tyczce, nie przymierzając i bardzo mnie te słowa ubawiły, bo nie mam postury tyczki, a trakcie pracy, żeby się nie zniechęcić starałam się nie przymierzać swetra, tylko tak mniej więcej, naciągnęłam w okolicy bioder czy wejdzie. Dziergając dla siebie mogę pozwolić sobie nawet na ryzykanctwo;-) A okulary mają granatowe oprawki i faktycznie pasują. Pozdrawiam serdecznie:-)
UsuńSweter jest przepiękny, wypracowany, znać gust, cierpliwość i umiejętności Dziergającej :-) Listopad to ważny miesiąc dla wiosny, bo wtedy właśnie jarowizuje się ozime zboże, to od listopadowych humorów zależy letni plon. W listopadzie wyszłam szczęśliwie za mąż, dla mnie to radosny czas, dobre wspomnienia. Każdy dzień ma swoje troski, ale też każdy dzień ma swoje radości. Nawet w listopadzie. Serdecznie pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowa o mojej pracy, o listopadzie i o przyrodzie. Refleksje cenne nie tylko przy dzierganiu:-) Pozdrawiam z okazji rocznicy ślubu:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że przypominasz mi jak piękny i ciekawy jest listopad, czasem o tym zapominam i wkręcam się zbytnio w nostalgię. Dzisiaj np. świeci słońce, jest pięknie.
OdpowiedzUsuńPatrzę na Twoje zdjęcia i od razu jaśniej. Bardzo udany projekt, kolor nasycony odbija dobrą energię.
Miłego dnia:)
Dziękuję pięknie! Życzenie się spełniło, dzisiejszy dzień był piękny, słoneczny, pogodny pod każdym względem. Serdecznie pozdrawiam
UsuńAleż piękny ten melanż! Sweter udany, nie tylko wijące się warkocze, ale i szal wokół dekoltu tak przyjemnie otulają. No i ta długość! Wystarczająco długa, żeby było ciepło, a zarazem nie za długa, aby było wygodnie.
OdpowiedzUsuńZdjęcie "siedzące" przepiękne :)
Twoja pochwała koloru to jak prestiżowa nagroda! Dziękuję. Uroda "siedzącego" zdjęcia tkwi w kształcie tych suchych roślin, niesamowite są. A sweter rzeczywiście praktyczny, ten w Sandrze miał plisę blisko szyi, ja wolałam jednak luźniejsze wykończenie. Co do melanżu, jest tam też czarno zielona nitka z połyskiem, raczej brzydka sama w sobie, a w połączeniu z turkusowymi włóczkami dodała im głębi. Dobrze mieć w domu różne zapasy:-)
UsuńPięknie piszesz o listopadzie. Lubię ten miesiąc, do póki nie pada śnieg z deszczem i nie wieje zimny wiatr, to długie wieczory, bezlistne drzewa i poranne mgły mają swój urok.
OdpowiedzUsuńSweter świetny, bardzo podobają mi się te warkocze i golf, szal, pod szyją, no i kolor. A sesja zdjęciowa klimatyczna.
Pozdrawiam
Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że spodobał się i sweter i listopadowe refleksje. Okazuje się, że jednak lubimy ten miesiąc, choć nie bywa łatwy, to tak jak piszesz ma on swój urok. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSweter a właściwie to nawet tunika wyszedł rewelacyjnie! Połączenie kilku nitek dało niesamowity efekt a ciekawie uplecione warkocze dodatkowo wzmocniły ten przekaz. Prezentacja i zdjęcia w naturze są cudne. No sam literacki opis to prawdziwa wisienka na torcie:)
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za tak miłe słowa. Te warkocze są rzeczywiście uplecione w nietypowy sposób, idą sobie skośnie w górę. Serdecznie pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny Twój listopadowy sweter! I listopadowy nastrój Twojego wpisu:-)
OdpowiedzUsuńJa lubię koniec roku - wszystko wtedy zwalnia i człowiek ma czas, żeby trochę odpocząć. Listopad i grudzień to dla mnie właśnie czas takiego odpoczynku, wolny (w każdym znaczeniu) czas, który bez żadnych wyrzutów sumienia można spędzać na kanapie z robótką i serialem. Pod warunkiem rzecz jasna, że nie biorę sobie wtedy na głowę żadnych zobowiązań. Listopadowo-grudniowe zobowiązania wymagają ode mnie dużo więcej wysiłku, niż w jakiejkolwiek innej porze roku...
Dziękuję pięknie:-) Myślę, że listopadowo grudniowe spowolnienie dobrze służyłoby wszystkim, ale niestety nie zawsze jest to możliwe. Bez względu jednak na wszystko o tej porze roku robótki na drutach smakują najlepiej;-)
OdpowiedzUsuń