środa, 20 maja 2020

Zrobiłam patchwork na drutach.


Lubię ten finalny etap pracy, gdy wyłania się cały obraz i wiadomo już, że coś z tego będzie. Pojawia się wtedy taka ulga, że dotychczasowe zmagania nie poszły na marne. Na tak duży projekt jak patchwork potrzeba sporo włóczek, niemało pracy, cierpliwości, czasu i trochę przestrzeni by to wszystko rozkładać, łączyć, mierzyć. Wprawdzie układanka z kwadratów nie wymaga  umiejętności na najwyższym poziomie, ale za to jej rozmiar i rozmach dają szanse na doskonalenie techniki, ćwiczenie wyobraźni a nawet lekcje pokory.

Gdy koc był już gotowy i odcinałam ostatnie niteczki na jego lewej stronie zadałam sobie pytanie  - „Czy podjęłabym się tej pracy, gdybym wiedziała jak to będzie?” A jak to było?

Pod koniec ubiegłego roku przyszedł mi do głowy pomysł  na wydzierganie patchworku. Wydał mi się on świetnym rozwiązaniem, aż dziwiłam się, że dotychczas na to nie wpadłam. Mając tak wiele włóczek, a prawie każdej z nich za mało na sweter a za dużo na skarpetki, mogłam wreszcie wykorzystać zapasy. Radość moja była tym większa, że od pewnego czasu poszukiwałam narzuty na wąskie łóżko, jednak nie znalazłam niczego, co spełniałoby kryteria zarówno estetyczne jak i rozmiarowe.

Oprócz uwalniania zapasów i wizji posiadania narzuty było jeszcze wiele innych plusów, choćby zabawa kolorami, wygoda i mobilność robótki, pojedyncze kwadraty do zrobienia to tu, to tam.

Entuzjazm trwał przez czas jakiś. Przybywały kolejne panele, lecz niestety ubywało włóczek, które dobrze by się zgrywały z całością.  I wtedy pojawiły się schody. Jakoś trudno było mi dobrać harmonijne połączenia barw z posiadanych motków, miałam dziwne wrażenie, że masa wyjętej z ukrycia wełny rośnie jak na drożdżach. A zaraz potem zabrakło drożdży w sklepach, ale z tym to ja naprawdę nie miałam nic wspólnego😉. Drożdżowe żarty na bok, a motki do pudeł, trzeba to jakoś ogarnąć, tylko jak? Nie chciałam kupować nowej włóczki. Straciłam serce do tego, co rozpalało mnie jeszcze niedawno. Utknęłam. Z pewną ulgą posłuchałam rady mojej siostry, by nie męczyć się i zostawić to w spokoju. Zrobione panele ułożyłam równiutko jeden na drugim do pudła i odstawiłam je wysoko, z myślą, że kiedyś albo do nich wrócę albo wylecą z hukiem. Nie przyszło mi do głowy wtedy, że włóczkowe kwadraty są na tyle miękkie i ciche, że nie grozi im wylatywanie z hukiem. Nic więc dziwnego, że po dwóch miesiącach to ja zmiękłam i z nowym zapałem wróciłam do pracy nad patchworkiem. Znalazłam jeszcze więcej resztek, ale też dokupiłam beżowej włóczki na plisy. Wtedy poszło już szybko.

A wracając do pytania, „czy podjęłabym się tej pracy, gdybym wiedziała jak to będzie” – wtedy przyszła mi do głowy odpowiedź na zupełnie inne pytanie – „dlaczego tak lubię robić na drutach?”. Między innymi dlatego, że choć nie mogę cofnąć czasu, to w każdym kolejnym zadaniu wykorzystuję doświadczenia i lekcje z błędów popełnionych w poprzednich pracach. A czy podjęłabym się takiego patchworku jeszcze raz – myślę, że tak. Zapewne łatwiej robiłoby się z nowych, tych samych włóczek, według ściśle opracowanego projektu. U mnie było trudniej, ale za to ciekawiej. Łączyłam włóczki różnych typów i grubości, w różnych tonacjach i mimo wszystko efekt wyszedł całkiem spójny. Prawdziwe życie przypomina taki patchwork.  Chcemy dobierać najbardziej pasujące elementy, ale i tak tworzymy kontrastową mozaikę, mając do dyspozycji takie a nie inne zasoby.

Mamy różne charaktery, temperamenty, upodobania a jednak tworzymy jakąś całość, nie jest ona jednolita, ale ma wiele powtarzających się motywów, schematów, barw. Dobrze jest wybierać je świadomie, wówczas nasza mozaika będzie zarazem harmonijna i kolorowa.  



A oto mój patchwork, jeszcze przed praniem.












10 komentarzy:

  1. Super. Też chcę taki patchwork! Naprawdę włóczki mają różną grubość? Zupełnie tego nie widać. Spójna gama kolorystyczna - kolory dobrze do siebie pasują. Aż trudno uwierzyć, że to są resztki po innych projektach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję:-) Włóczki mają tak różną grubość, że aby ją wyrównać niektóre kwadraty robiłam z podwójnej albo nawet potrójnej nitki. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny "pledzik" wydziergałaś:) Już od razu widać ogrom pracy, który włożyłaś w jego wykonanie. Zachwyca mnie zestaw kolorystyczny no i cały projekt. Do tego świetne zdjęcia, które ukazują patchwork w pełnej krasie:)
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie dziękuję za miłe słowa:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No piękny ci wyszedł ten obraz Mondrian by się nie powstydził !

    OdpowiedzUsuń
  6. Samo porównanie patchworku do obrazu jest docenieniem mojej pracy, a co dopiero porównanie do klasyka! Rosną mi skrzydła, dziękuję:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękności!!! Zrobiłaś wielką rzecz z resztek w sposób tak harmonijny, że w ogóle nie wygląda, że z resztek. Gratuluję, efekt jest fenomenalny:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z wielką przyjemnością przyjmuję gratulacje:-) Dziękuję i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie połączenie kolorów. Oryginalny patchworkowy koc .

    OdpowiedzUsuń