poniedziałek, 1 lipca 2019

Raz, Dwa, Trzy i pasy chusty.

Upał spowalnia ruchy i wydłuża czas reakcji. Zieloną trawę zamienia w suchą, spłowiałą słomę. W powietrzu drżącym od gorąca trudno się skupić. Myśli plączą się jak kabelki słuchawek wyciąganych z torebki. Trochę cierpliwości i dłonie nawykłe do dziergania rozprawiają się z denerwującą plątaniną supłów. Uff, udało się. Nawiasem mówiąc nie rozumiem dlaczego słuchawki zawsze same się zaplątują, nigdy natomiast nie prostują się same z siebie. Jest jeszcze wiele innych tajemniczych zjawisk codziennego życia, a czasem nawet proste prawa fizyki wydają się zagadkowe. Ja sama nie do końca pojmuję jak to się dzieje, że działa radio. Nie przeszkadza mi to jednak cieszyć się z jego dobrodziejstw.  Dobre radio dobrze nastraja. Pozwala nieoczekiwanie usłyszeć ulubioną piosenkę, znów się nią zachwycić czy wychwycić coś nowego.

 „Pod niebem pełnym cudów” – ten utwór Adama Nowaka z zespołu Raz Dwa Trzy zawsze głęboko mnie porusza i wyobrażam sobie, że działa tak na każdego, kto tego słucha. Zachwyt, akceptacja, zrozumienie. Nie odważyłabym się streszczać poetyckiego tekstu i analizować jego metafizycznych i psychologicznych treści. Za to beztrosko i całkiem zwyczajnie ich doświadczam, cytuję ulubione fragmenty i nucę nieśpieszną melodię. Tym razem na pierwszy plan wypłynęły z niej słowa – „właśnie pod takim niebem wciąż nie wiem czego nie wiem”. Bez obaw, nie będę się tu rozpisywać o tym czego nie wiem, głównie z tego powodu że przecież wciąż tego nie wiem. Ale właśnie ta myśl pociągnęła za sobą jeszcze inną. Taką, że dobrze jest zaakceptować swoje ograniczenia, złudzenia i zaczerpnąć z sensownego źródła, nie tylko wtedy gdy panują upały, ale bez względu na pogodę, tak w ogóle. Czy to ma jakikolwiek związek z moim dzierganiem? Ano taki, że gdy moje ręce zajęte były chustą w głowie snułam rozważania, o których tu piszę.

Dziś pokazuję moją nową chustę ze szlachetnej mieszanki alpaki i jedwabiu morwowego. I to mogłoby być już przejście do części konkretnej dziewiarskiej i prezentacji zdjęć, lecz nie jest to takie proste, bo jakże to bez wyjaśnień, bez dygresji?  Nie potrafię. Po pierwsze muszę doprecyzować co to znaczy „moja nowa chusta”. Zacznę od końca, chusta – wiadomo, nowa - bo dopiero co wykonana, ale już „mojość” jejmości chusty nie jest wcale jednoznaczna. Moja jest, bo sama ją wymyśliłam i wydziergałam, ale nie dla siebie. „Moja” – tak powie o niej nieznana mi dziewczyna, która dostanie ją w prezencie urodzinowym i ślubnym. Dwa w jednym, a co!

Po drugie ciekawą przygodą było dla mnie samo poszukiwanie odpowiedniego projektu. Jaką chustę wybrać dla osoby, o której prawie nic nie wiem. Jak miałaby wyglądać, by podobała się jej i mnie oczywiście, by była oryginalna i jednocześnie bezpretensjonalna? Sporo czasu poświęciłam na poszukiwania i znów doceniłam zasobność mojej biblioteki papierowej i  wirtualnej, ileż w niej chust! Jakie atrakcyjne formy i ciekawe ażury, jednym słowem – wybór przebogaty, od ascetycznej geometrii po skomplikowane motywy florystyczne. I co? Zdecydowałam się zrobić po swojemu, prostą trójkątną chustę, z  najłatwiejszym na świecie ażurem, a tylko na brzegu dodać trochę ciekawszy wzór. Pomysł opiera się na dobrze kolorów włóczki. Dopasowywanie pasków to naprawdę twórcza praca, jakby malowanie, tyle że wydłużone w czasie. Na koniec jeszcze tylko dwa dni żmudnego dziergania pikotków dla elegancji wykończenia i chusta gotowa. A efekt? Cóż, mnie się podoba. Widzę w niej trochę siebie, pogodne myśli, szarość trudnych zadań, błękit nieba i czystą wodę. Jutro przygotuję chustę do drogi. Czy ją jeszcze kiedyś zobaczę? Kto wie, może na fotografii. 



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz