„Pod niebem pełnym cudów” – ten utwór Adama
Nowaka z zespołu Raz Dwa Trzy zawsze głęboko mnie porusza i wyobrażam sobie, że
działa tak na każdego, kto tego słucha. Zachwyt, akceptacja, zrozumienie. Nie
odważyłabym się streszczać poetyckiego tekstu i analizować jego metafizycznych
i psychologicznych treści. Za to beztrosko i całkiem zwyczajnie ich
doświadczam, cytuję ulubione fragmenty i nucę nieśpieszną melodię. Tym razem na
pierwszy plan wypłynęły z niej słowa – „właśnie pod takim niebem wciąż nie wiem
czego nie wiem”. Bez obaw, nie będę się tu rozpisywać o tym czego nie wiem,
głównie z tego powodu że przecież wciąż tego nie wiem. Ale właśnie ta myśl
pociągnęła za sobą jeszcze inną. Taką, że dobrze jest zaakceptować swoje
ograniczenia, złudzenia i zaczerpnąć z sensownego źródła, nie tylko wtedy gdy
panują upały, ale bez względu na pogodę, tak w ogóle. Czy to ma jakikolwiek związek
z moim dzierganiem? Ano taki, że gdy moje ręce zajęte były chustą w głowie
snułam rozważania, o których tu piszę.
Dziś pokazuję moją nową chustę ze
szlachetnej mieszanki alpaki i jedwabiu morwowego. I to mogłoby być już
przejście do części konkretnej dziewiarskiej i prezentacji zdjęć, lecz nie jest
to takie proste, bo jakże to bez wyjaśnień, bez dygresji? Nie potrafię. Po pierwsze muszę doprecyzować
co to znaczy „moja nowa chusta”. Zacznę od końca, chusta – wiadomo, nowa - bo
dopiero co wykonana, ale już „mojość” jejmości chusty nie jest wcale
jednoznaczna. Moja jest, bo sama ją wymyśliłam i wydziergałam, ale nie dla
siebie. „Moja” – tak powie o niej nieznana mi dziewczyna, która dostanie ją w
prezencie urodzinowym i ślubnym. Dwa w jednym, a co!
Po drugie ciekawą przygodą było
dla mnie samo poszukiwanie odpowiedniego projektu. Jaką chustę wybrać dla osoby,
o której prawie nic nie wiem. Jak miałaby wyglądać, by podobała się jej i mnie
oczywiście, by była oryginalna i jednocześnie bezpretensjonalna? Sporo czasu
poświęciłam na poszukiwania i znów doceniłam zasobność mojej biblioteki
papierowej i wirtualnej, ileż w niej
chust! Jakie atrakcyjne formy i ciekawe ażury, jednym słowem – wybór
przebogaty, od ascetycznej geometrii po skomplikowane motywy florystyczne. I
co? Zdecydowałam się zrobić po swojemu, prostą trójkątną chustę, z najłatwiejszym na świecie ażurem, a tylko na
brzegu dodać trochę ciekawszy wzór. Pomysł opiera się na dobrze kolorów
włóczki. Dopasowywanie pasków to naprawdę twórcza praca, jakby malowanie, tyle
że wydłużone w czasie. Na koniec jeszcze tylko dwa dni żmudnego dziergania
pikotków dla elegancji wykończenia i chusta gotowa. A efekt? Cóż, mnie się
podoba. Widzę w niej trochę siebie, pogodne myśli, szarość trudnych zadań,
błękit nieba i czystą wodę. Jutro przygotuję chustę do drogi. Czy ją jeszcze
kiedyś zobaczę? Kto wie, może na fotografii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz