poniedziałek, 13 maja 2019

Wirujący sweter

Jestem ostrożna w powielaniu złotych myśli. Ich złoty blask nie zawsze dobrze komponuje się z szarą rzeczywistością. Jeszcze gorzej, gdy taka złota myśl nie przejdzie przez filtr szarych komórek, wtedy jej blask będzie wynikać po prostu z wyświechtania. Wielce wątpliwe wydaje mi się również oświecenie siebie i wybranych ludzi za pomocą magicznej sekwencji czynności, kliknij, skopiuj, wyślij. Za szybko. Myślę, że taka złota myśl wolałaby żeby z nią trochę pochodzić, przespać się, a czasem jeszcze pospierać.

Kiedy kończyłam mój ostatni sweter, przy odrobinie wyobraźni można nazwać go szaro –złotym, usłyszałam zdanie klasyfikujące się do kategorii złote myśli i sentencje, brzmiało ono: To nie jest tak, że raz się żyje. Raz to się umiera, a żyje się codziennie. Nie słyszałam tego wcześniej, więc tym bardziej mi się spodobało.

Kiedyś wzięłam sobie do serca takie zdanie, że trzeba uważać kogo zapraszamy do naszej wyobraźni, czym karmimy nasze emocje i umysł.  Zwykle tego przestrzegam, ale zdarza mi się w coś wkręcić. Wtedy zadaję sobie pytanie czy to na pewno było nieuniknione, czy przypadkiem ja sama nie dokładałam do tego pieca. Już sama taka myśl pozwala nieco ochłonąć. Zamiast się jeszcze mocniej nakręcać lepiej skupić się na tym, na co rzeczywiście możemy mieć wpływ. Przede wszystkim co ważnego jest do zrobienia, ale warto też zadbać o pozornie drugoplanowe sprawy. Jakiej słuchamy muzyki, jaką ścieżkę dźwiękową wybieramy do filmu swojego życia, w jakie dyskusje wchodzimy i z kim się spotykamy, choćby tylko przez lekturę. 

Ostatnio ta sentencja o zapraszaniu do swojej wyobraźni wróciła do mnie znowu. W czasie trudnym i intensywnym nie ma mowy o szukaniu nowych wrażeń, ale właśnie wtedy ujawnia się cała prawda o wcześniejszych olśnieniach i odkryciach. Dobrze, gdy można w nich znaleźć pokrzepienie i radość. Nie tylko dla siebie. 

Co się zaś tyczy mojego nowego swetra to przymierzałam się do niego długo, a zrobiłam dość szybko. Od wielu miesięcy nie udawało mi się zrobić żadnego swetra dla siebie. Planów miałam niemało i jakieś też włóczki, ale za który pomysł bym się nie zabrała okazywał się porażką. Najczęściej projekt nie dogadywał się z wełną i nie pomagały moje usilne próby mediacji. Potknęłam  się też o rażące błędy w opisie projektu z czasopisma. Własne wizje w kontakcie z wełną i drutami stawały się kapryśne.  Nie będę opisywać wszystkich tych przygód i frustracji, właściwie już o nich zapomniałam. Gdy pewnego razu wpadłam na pomysł połączenia trzech zupełnie różnych nitek z posiadanych zapasów miałam przeczucie, że tym razem się uda. Zaczęłam spokojnie, połączenie kolorów bardzo mnie cieszyło, rzędy skrócone i trochę broszki urozmaicały pracę. Ciąg dalszy powstawał właściwie bezwiednie w nielicznych wolnych chwilach, przypadł bowiem na czas pewnych zawirowań. Gdy skończyłam na szybko sprawdziłam długości, ale już po blokowaniu nie miałam czasu na przymierzanie. Jakoś tak wpasował się ten wirujący sweter do mojego zakręcenia. Gdy przychodzi taki czas dobrze jest znaleźć chwilę na uspokojenie umysłu dzierganiem, świetnie się wtedy sprawdza gotowy projekt,  już przez kogoś sprawdzony, przetestowany, pokazany.

Sweter ten powstał z włóczek, o których nigdy nie sądziłam że mogą się razem spotkać. Miodowe wstawki zrobiłam z hiszpańskiej wełny Lanas stop prima merino, szarość to połączenie ultra cienkiej litewskiej wełenki midara haapsalu z turecką mieszanką bawełny z akrylem kartopu 4 mevsim. 
Sam projekt to Abraço portugalskiej projektantki Filipy Carneiro. A oto moja wersja małopolska, w zasadzie jurajska. 












Po paru miesiącach wydłużyłam korpus swetra i rękawy, teraz lubię go jeszcze bardziej


2 komentarze: