sobota, 28 kwietnia 2018

Że żakard?

Ten tekst będzie raczej krótki. Głównie z powodu odległości między moją słabością do żakardu a słabością mojego żakardu. Doświadczenie z żakardem mam bardzo skromne, na palcach jednej ręki mogę policzyć to co wydziergałam wykorzystując tego typu wzory i choć zawsze były to proste motywy a wykonanie niedoskonałe to każdy z nich po prostu polubiłam. Jest jakaś tajemnica w tych żakardach, która sprawia, że nawet subtelne wzory nadają całej dzianinie wyrazisty charakter i w nienachlany sposób przykuwają uwagę. Mają w sobie coś takiego, co zarazem intryguje i uspokaja, przypuszczam, że stoi za tym powtarzalność motywów i geometryczny porządek, a co ciekawe taki kojący efekt wywołują nawet zuchwałe połączenia kolorystyczne.
Fenomen żakardu opiera się też na tym, że z narzuconego porządku i koniecznej dyscypliny powstaje zupełnie nowy, czasem nieoczekiwany obraz. Od strony technicznej wzory żakardowe wcale nie są trudne, ale potrzebują odpowiedniej dawki skupienia na krateczkach motywu i stałej współpracy z kilkoma nitkami dla odpowiedniego ich naprężenia w dzianinie. Ale warto! Nawet jeśli nie wychodzi idealnie to i tak powstający wzór wciąga i zachęca do dalszej pracy.
Gra kolorem przypomina o nieograniczonych możliwościach tworzenia, wykorzystanie różnych barw do tego samego projektu może dać odmienne efekty. Na bazie powtarzalnego wzoru powstaje niepowtarzalna rzecz, czy to nie paradoks?
Moje pomysły na dzierganie wzorów żakardowych powstają zawsze przy przeglądaniu własnych zapasów włóczkowych, gdy nawet przypadkiem jakieś motki z różnych pudeł zaczynają się ze sobą porozumiewać i tworzyć swojego rodzaju więź, a ja nie mam już wyboru i muszę wydziergać tę ich kolorową opowieść.

Poniżej przedstawiam dwa moje żakardy. Pierwszy powstał w czasach, gdy robiłam swetry zszywane.  Wiedziałam  wtedy, że można robić w okrążeniu, nie miałam jednak pojęcia, że w przypadku żakardu nie tylko można ale nawet trzeba. Wzór kwiatowy zaczerpnęłam z czasopisma, a pozostałe motywy z głowy.
Drugi żakard to kamizelka dla małego chłopczyka. Dopiero co ją skończyłam, zadowolona że już potrafię dziergać w okrążeniu, w sumie nie wygląda źle, ale czy jest dobrze to się dopiero okaże. Nie drżę jednak z obawy czy to będzie pasowało na Stasia, jakby coś to machnę nowy egzemplarz, taka już uroda niewielkich form dla małych dzieci. Byłaby to szansa w niezbyt długim czasie udoskonalić technikę i wykorzystać nowe połączenia kolorów.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz