Mnie wtedy bardziej ciągnie do czerwieni, bardziej nasyconej, gęstej, pełnej życia. O ile latem wystarczy kropla czerwieni, mały koralik albo rozmyty koral, tak zimą czerwień może zająć większe przestrzenie, dojść do granic bordowości i jakoś nie będzie w tym przesady. Lubię taki ciemny odcień czerwieni jak owoc głogu albo czerwone wino.
Jednak zimą najpiękniejszą barwę mają owoce dzikiej róży, zarazem subtelną i nasyconą. Jest ona tak pełna i bogata, że trudno mi ją nazwać lub porównać do czegokolwiek. Zauważyłam też, że nawet na rosnących tuż obok siebie krzakach kolory owoców mogą się wyraźnie różnić odcieniami. Z czasem też zmienia się ich wygląd, jesienią i na początku zimy są pełne, twarde, z woskowym połyskiem, a gdy przejdą mrozy ich powierzchnia marszczy się, a barwa ciemnieje, jednak nawet wtedy nie tracą swej urody. Są czystą radością w zimowym pejzażu, dla człowieka uciechą, posiłkiem dla ptaków.
Dzika róża to nie tylko swojski element krajobrazu, spotkać ją można na półkach sklepowych i w szafkach kuchennych, w herbatkach, sokach, konfiturach. I ma się świetnie bez względu na dietetyczne i ziołowe mody, mniej lub bardziej egzotyczne.
Kupiłam kiedyś włóczkę, która od razu skojarzyła mi się z owocami dzikiej róży na oszronionych gałęziach. Zrobiłam z niej krótki żakiecik, z tego co zostało zwykłą czapkę i najprostszy w świecie szalik. Po wielu ciemnych i burych tygodniach zimy spadło wreszcie więcej śniegu i w tych okolicznościach przyrody można pokazać cały komplet.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć, ja zaś idę zrobić herbatę z dzikiej róży.
Wspaniały komplet w którym elegancko się wyróżniasz na tle zimowych drzew, gratuluję . Ala
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za miłe słowa:-)
OdpowiedzUsuń