poniedziałek, 29 kwietnia 2019

W moim ogródecku

Zawsze lubiłam Kaczkę Dziwaczkę, zwłaszcza za ten ostatni numer z zającem. Mimo wielu informacji o jej życiu naprawdę nie wiadomo kim była w istocie. Dostała więc miano dziwaczki.

Przypomniałam sobie o niej zapytania w żartach, czy da się obiad z wełny ugotować. Właściwie to całkiem niegłupi pomysł na wykorzystanie zapasów i resztek! Kto wie czy organiczna bawełna nie jest lżej strawna od podeszwy, którą pamiętam ze stołówki. Zjadając tasiemkę starą mówiła, że to makaron… Mimo wszystko nie będę tej kaczki naśladować we wszystkim, za słaba jest moja wiara w moc takiej przemiany, która w finale wywoła spektakularne zdębienie innych. Poprzestanę na pieszych wycieczkach zamiast trzymania się rzeczki z jej obowiązującymi nurtami.

Dziwne jest życie dziewiarki. Nie, żeby mnie bolało zamienne używanie słów dziewiarka i dziwaczka, całe to niezrozumienie i dziwne żarty. Nie boli, ale dziwi. Zwłaszcza gdy ten, który zna mnie bardzo dobrze daje do zrozumienia, że jako dziewiarka to myślę tylko o jednym. A przecież wie, że moje życie to coś więcej niż kombinacje oczek lewych i prawych, wie o moich różnych sprawach, wie czego szukam, słucham, czytam, wie co mnie boli i co kupuję. Wie też, że ostrożnie zostawiam ślady, że fejsbuka używam przede wszystkim, jeśli nie jedynie, do spraw dziewiarskich. To nie jest jakiś  obcy człowiek, jakiś zdziwiony współpasażer, lecz ten kto o mnie wie więcej niż mi się wydaje. Więc nawet on potrafi czasem wyskoczyć z takim numerem, że mogłabym się obrazić. Na przykład w bocznym oknie podsuwa na deser mufiny z różowego moheru! Tak bez pytania. A w ogóle to chyba zapomniał że postanowiłam ograniczać cukier. Niech spada! I ciekawe jak się teraz czuje, gdy czyta moje słowa! Ha, tylko jego przewaga polega na tym, że on nic nie czuje, bo to tylko lub aż  algorytm. Internet nie czuje, ale rejestruje. Wszystko. Bezwzględnie. Bez zniecierpliwienia. Bez zdziwienia. Na pewno ma lepszą ode mnie pamięć i jeszcze wiele innych parametrów. Jednak mimo tych dysproporcji są takie obszary, w których mam przewagę, choćby wrażliwość, zmienność, niepewność i wciąż jeszcze zdolność do zdziwienia. Wspomniałam zmienność? Tak, więc dla potwierdzenia czas zmienić temat.

Ze strefy niepojętych relacji człowieka z Internetem przechodzę do mojego małego ogródka, gdzie zakwitły dwa drobiazgi dla mojej wnuczki. Wianek i poduszka.

Wianek początkowo zamierzałam kupić. Na straganie w dzień targowy bujność kwiecia zachwycała z daleka, ale z bliska okazała się czymś zupełnie nienadającym się na dziecięcą głowę. Dalsze poszukiwania zaprowadziły mnie nawet do galerii handlowej, gdzie piękne wianki owszem były, ale się skończyły. Skoro nie znalazłam wtedy kwiatków ani ładnych ani żadnych, to pomyślałam, że sama mogę zrobić wianek na drutach. I zrobiłam. Z bawełnianej włóczki w różnych odcieniach różu.

Kolejny dziergany drobiazg to poduszka z włóczki bawełnianej. Połączyłam dwie nitki, śnieżnobiałą, połyskliwą i śmietankowo kremową - matową. Efekt tak bardzo przypominał mi płatki kwiatów, że dodałam jeszcze żółte pręciki. Na myśl przychodziły mi kwiaty jaśminu. Gdyby jednak te pręciki miały drażnić czy to skórę fakturą czy nos wyobrażonym, upojnym zapachem to zawsze można odwrócić poduszkę na drugą stronę, która z kolei przypomina stokrotkę.

Takie to kwiatki w moim ogródecku:-) 

















sobota, 27 kwietnia 2019

Czereśniowa bluza z kapturem i sznurem

Czy nie za wcześnie na czereśnie? Takie pytanie chodzi mi po głowie i nie dotyczy wcale owoców, tylko bluzy w kolorze czereśniowym, którą zrobiłam dla mojej siostrzenicy. Waham się, czy pokazywać ten sweter. Jest skończony, przymierzony, ubrany i nawet sfotografowany. Wątpliwości biorą się stąd, że z jednej strony w moim mniemaniu rzecz nie jest jeszcze gotowa, chciałabym coś poprawić, a z drugiej trudno powiedzieć kiedy sweterek znów trafi w moje ręce do korekty. Helenka nie chce z niego wyjść i  nie przeszkadzają jej rażące mankamenty, sprytnym sposobem zamienia je w mankiety. Decyduję jednak pokazać tę bluzę zanim uda mi się skrócić rękawy. Po pierwsze nie wiem, kiedy to zrobię, po drugie  trudno powiedzieć czy będzie wtedy możliwość zrobienia zdjęć. Odpowiednie warunki, pogoda, światło, wolny czas, fotograf i model wszystko w jednym czasie i miejscu. To wcale nie jest łatwe zadanie. Nasze doświadczenia związane z fotografowaniem dzianin pokazały, że czasem potrzeba stanowczości i szybkości. Jeśli nie dziś to nie wiadomo kiedy. Wtedy zachowujemy się jak szpaki rzucające się na pierwsze owoce.

Plan by wydziergać mały bordowy sweterek ucieszył mnie wizją miłej odmiany. Oto coś pomiędzy drobną galanterią a dużą formą swetrową. Dziecięce rozmiary to czysta przyjemność. Cóż to dla mnie, pomyślałam. Kiedy jednak Helenka opisała, czego oczekuje i narysowała projekt okazało się że to wcale nie jest dla mnie takie proste. Po pierwsze nigdy nie robiłam kapturów, po drugie nie miałam pojęcia jak poradzić sobie z wykończeniem łuków dołu i po trzecie obawiałam się czy kieszeń na przodzie nie zdeformuje dzianiny. Z każdym z tych wyzwań udało mi się uporać idąc na żywioł i dziergając na oko. Oto efekt mojej pracy, czereśniowa bluza z kapturem i sznurem. Zrobiona z włóczki malabrigo arroyo w kolorze cereza ulubionym przeze mnie ściegiem andaluzyjskim. 












i jeszcze zbliżenia na detale









piątek, 12 kwietnia 2019

Botaniczne aluzje


Wiosna wiosną, a dłonie na rowerze marzną. Mitenki potrzebne od zaraz, najlepiej fioletowe. Dobrze, zrobię. Na przekazanie włóczki umawiam się przy okazji innych wydarzeń, wrzucam zawiniątko z motkiem do torebki i cieszę się słońcem. Po chwili zdejmujemy kurtki, bo mocno przygrzewa, wokół wielu ludzi już całkiem na letniaka. Nagle tuż obok mnie przejeżdża na rowerze dziewczyna w ciepłych, dzierganych mitenkach z dużymi szydełkowymi kwiatkami. Myślę sobie, że zjawia  się po to, by utwierdzić mnie przekonaniu, że działam w słusznej sprawie! Dumnie wystawiam nos do słońca, zastanawiam się tylko czy nie było jej za gorąco.
Kiedy w domu przyglądam się wełnie nastrój mi trochę siada. Kolor ciemny, ciężki i jakiś taki smutny, a nitka cieńsza niż znane mi skarpetkowe, przypomina trochę kordonek. Czy z taką cienizną zdążę do majówki?  Robi mi się smutno i mam wrażenie, że dziewczyna na rowerze z mitenkami zrobionymi na drutach numer siedem teraz śmieje się ze mnie, choć  parę godzin wcześniej utwierdzała mnie w słuszności podjętych działań. Kto by pomyślał? Ale nie mam do niej żalu. O nie, nie będzie tak, że słabej dziewiarce cyklistka przeszkadza. Coś wymyślę. Tylko, jak napisałam wcześniej jest problem, bo przy pierwszym poznaniu nie zachwyciła mnie wełna, a bez zachwytu trudno się dzierga.
Szukam pomysłu na wzór, powinno to być coś takiego, co kojarzyłoby się z tą barwą a jednocześnie jakoś ją rozweseliło. Najpierw przychodzą mi do głowy irysy, kwiaty które już na etapie pąków wyrażają stanowczość, silny charakter i elegancję. Może znalazłabym podobny ścieg, ale odrzucam ten pomysł, jako zbyt ciężki,  coś mi w nim nie pasuje, jak nietrafione perfumy. Choć irysy uwielbiam i te dawne które rosły pod oknem babci i te, które można spotkać teraz, cienkie i wyraziste.

Może fiołki? Tej wiosny na osiedlowych trawnikach jest ich dużo więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Są cudne i delikatne, ale nie widzę ich na drutach.

Mam pomysł wreszcie! Szafirki, granatowe malutkie kuleczki - to jest to, co chciałabym wpleść w te mitenki. Jest wizja, teraz tylko znaleźć wzór, który nawiązywałby do tych kwiatuszków. Myślę, szukam, przeglądam po kolei książki i magazyny, nic podobnego nie widzę. Wreszcie mam, w bogatym reliefowo swetrze wypatruję odpowiednie fragmenty, nie zraża mnie brak schematu, wyłuskuję z opisu fragmenty gałązek z kuleczkami, tłumaczę z archaicznej dziewiarskiej angielszczyzny, robię kawałek. Podoba mi się! Mogę ruszyć do przodu. Gdy już na połowie dłoni mam pożądany bukiecik przypadkiem dowiaduję się od siostry, że sterczące kwiatki na dłoniach to zły pomysł, bo ciągle się zaczepiają. Dzięki! A mnie na mękach twórczych minęły dwa dni. Cóż, jak to mówią, bez prucia się nie liczy. Ważniejsze, żeby mitenki były dobre. Najbardziej płaski ścieg przypominający kulki to ryż, więc wplatam go w skromny warkocz, wykańczam ryżem górne części. Jak się ktoś uprze albo ulegnie sugestii to zobaczy w tym szafirkowe kuleczki. Bo co do tego, że wzór stanowiący boczne plisy przypomina bluszczyk kurdybanek to chyba nikt żadnych wątpliwości nie maJ 






niedziela, 7 kwietnia 2019

Drobnostki, paski i pastele

Pomiędzy większymi projektami na druty wpadają mi czasem drobiazgi, które choć tak niewielkie są ważne i potrzebne. Dziś chciałabym pokazać  kilka takich drobnostek wydzierganych zimą, którym nie poświęcałam specjalnych wpisów na blogu. Mimo sporego rozrzutu tematycznego jest coś, co te przedmioty łączy. Poza tym, że są zrobione na drutach wszystkie te drobiazgi powstały jako spełnienie konkretnego życzenia i potrzeby. W każdym przypadku wykorzystywałam posiadane resztki włóczek. Częścią wspólną prawie wszystkich projektów są też paski. Nie korzystałam z żadnych wzorów,  każdy z tych projektów powstawał w trakcie dziergania. Gdybym się dłużej zastanowiła to znalazłabym jeszcze niejedną część wspólną, ale tyle wystarczy. Zwłaszcza że dziś nie zamierzam się rozpisywać.
 Wszystkie te praktyczne ubranka zaraz po zblokowaniu, wysuszeniu i pamiątkowej fotografii trafiały do nowych właścicieli. Do mnie wracały opinie, że podobają się i dobrze służą. Teraz przeglądając pliki ze zdjęciami postanowiłam zestawić je razem i po prostu pokazać, bez dłuższego tekstu, bez presji, bez dygresji.
Oto premiera internetowa spódniczki dla wnuczki, szalika dla syna, kamizelki dla siostrzeńca i trzech skarpet na telefon dla przyjaciółki.