piątek, 8 listopada 2019

Męski sweter - fakt dokonany


Sama nie wiem jak zacząć, od początku, od końca, a może w ogóle się nie rozpisywać, tylko w dwóch słowach ująć fakt dokonany – męski sweter.

Prosta sprawa, rzec by można „nic dodać, nić ująć”. Tyle, że dodawanie i ujmowanie jest istotą wielu procesów. Na przykład tworzenie dzianiny można sprowadzić do wyliczania oczek w taki sposób, by w efekcie uzyskać pożądany kształt. I choć to prawda, brzmi jakoś dziwnie i może nasuwać pytanie, co w tym dzierganiu takiego fascynującego.

Tak to bywa ze zbyt zwięzłymi streszczeniami, że niekiedy mogą od prawdy  trochę oddalać.

Czasem, gdy po skończeniu książki ponownie czytam opis na okładce to dziwię się, jakbym czytała o czymś zupełnie innym. Poświęcam jeszcze chwilę temu skrótowi, stwierdzam że owszem, wszystko to prawda, ale raczej nie oddaje moich wrażeń z lektury. I dziwię się jeszcze bardziej, lecz nie oburzam się. Odkrywam wtedy, że bardzo ciekawe rzeczy dzieją się gdzieś pomiędzy, na granicy oczywistego planu, czasem wcześniej, czasem po fakcie.

Jeszcze zostając przy czytelniczych porównaniach – nie tylko sama lektura jest szczególnym doświadczeniem, ale i to co dzieje się wcześniej i później. Dokonując wyboru książki często opieramy się na tym co już wiemy, na swoich przekonaniach i wyobrażeniach, ale też na nowych informacjach i sugestiach napływających z zewnątrz. Jeszcze ciekawsze wydaje mi się to, co dzieje się po przeczytaniu książki. Możliwość podzielenia się z kimś wrażeniami jest dla mnie czymś bezcennym, bez względu na to, czy jest to wspólny zachwyt czy też spór. Wartość lektury czy filmu podkreśla osobisty werdykt – „kiedyś do tego wrócę”. I to też jest ciekawe - to drugie życie książek. Niektóre oddaję do biblioteki, inne stoją na półkach, do ponownego czytania, do pożyczania bliskim, do stopienia się z tłem. Są też ciekawe egzemplarze, książki których póki co czytać nie zamierzam, ale ani mi się śni ich pozbywać. Gdy czasem na takiej zawieszę wzrok, wówczas budzi się jakiś sentyment, albo coś się przypomina, to co kiedyś było, lub do czego zmierzam, albo jakaś myśl, która dawno temu zapadła mi w pamięć i którą lubię odświeżać. Patrzę na grzbiet „Myślenia i mowy” Wygotskiego w żółknącej serii klasyków psychologii i wraca do mnie to świetne zdanie, że myśl jest jak chmura, z której pada deszcz słów.

Ileż z tego krótkiego zdania można wyciągnąć wniosków i to całkiem praktycznych! Na przykład dlaczego nie zawsze się rozumiemy, dlaczego nie zawsze udaje się nam precyzyjnie wyrazić.  Powiązane i zależne żywioły tworzą jedną rzeczywistość, jednak poszczególne jej elementy odbieramy zupełnie inaczej. Inaczej patrzy się na obłoki, a inaczej moknie w deszczu. Łatwiej zachwycać się widokiem chmur niż padającego deszczu. Po ulewie zostają przemoczone buty, kurtki ciężkie od wody, mokre drogi i kałuże. Na szczęście w kałużach też czasem odbija się niebo.

Ciekawe to wszystko, w każdym razie dla mnie, rozumiem jednak że moje słowa mogą być odbierane jak  „lanie wody”. Potoczny zwrot, a jak się okazuje ma naukowe konotacje.

Słucham?... Jestem, jestem…. Piszę tekst na bloga. O czym piszę? O swetrze, który skończyłam ostatnio. Właściwie to już kończę, jeszcze parę słów o nim i o tym, jak nie powstał całkiem inny męski sweter.

Od ponad roku miałam w planach wydzierganie jasnego swetra jakimś strukturalnym ściegiem, lecz jak dotąd nie trafiłam na odpowiednią wełnę, czasem spodobał mi się jakiś tweed, ale zawsze czegoś mu brakowało, a to za cienki, a to za gruby, albo nie te kolory. Myślę, że bez trudu znalazłabym właściwą włóczkę, gdybym tylko była pewna co do projektu. Chciałam tym razem zrobić rękaw metodą continuos, ale znów żaden projekt nie wpadł mi w oko. Mogłam wprawdzie skorzystać z wzoru na damski sweter, ale nie bardzo wiedziałam jak to modyfikować na potrzeby męskiego ramienia. Mijały tygodnie, miesiące, zawsze coś robiłam na drutach, a przed każdym nowym projektem oglądałam moje włóczkowe zasoby. Pewnego razu uświadomiłam sobie, że te przeglądy zabierają mi trochę czasu. Wniosek nasunął się sam, za dużo tego mam. Czas uszczuplić zapasy, ale jakoś tak konkretnie, jeden mały kłębuszek zamieniony w mitenki nie czyni wiosny, choć niewątpliwie umili jesień i zimę. Sięgam więc po zgrzewkę włóczki Alize lanagold clasic, w której kiedyś  spodobało mi się połączenie brązu z granatem. Podejmuję męską decyzję i nabieram oczka na sweter. Robię na oko, z głowy, tak jak potrafię, od góry, raglan podkreślam pasmem ściegu francuskiego i taki sam motyw wstawiam na bokach. Poza tym włoski koniec i początek, plus rulonik przy dekolcie. Powstaje prosty, zwyczajny sweter.













  


5 komentarzy:

  1. No i to jest to, o co chodzi. Prosty, zwyczajny męski sweter. Bez przekombinowanych konstrukcji (tak, c. nie jest wdzięcznym fasonem, nie na każdej figurze wygląda dobrze i trzeba bardzo precyzyjnie wstrzelić się w rozmiar, żeby na ramionach nie wisiały worki), bez strukturalnych ściegów, warkoczy i innych fajerwerków. Bardzo mało jest gotowych wzorów na takie męskie zwyklaki, no chyba że zszywane o od dołu (brrr!).
    A taki zwykły_zwyklak ma największą szansę zostać tym ulubionym :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co piszesz, wynika że moje obawy przed metodą continuos były słuszne. Nie wiedziałam, że mało jest gotowych wzorów na proste męskie swetry. Myślałam, że może akurat ja nie trafiłam. Rzadko buszuję po Raverly, nie żebym nie lubiła, tylko brak mi dyscypliny i jak już tam wchodzę to przepadam na wiele godzin;-) Ten mój męski sweter byłby lepszy z szlachetniejszej włóczki. W tekście pisałam o lekturach do których się wraca. Do tej włóczki nie wrócę, mieszanka wełny i akrylu, pół na pół, ale nie da się porównać do merynosa. Ps. dziś w sklepie oglądałam swetry, ekspedientka próbowała mnie namówić na kupno. Bardzo ciepły i niech pani spojrzy jaki rewelacyjny skład - 10 % wełny. Reszta - akryl;-) Uśmiechnęłam się i podziękowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był czas, że szukałam intensywnie wzoru na męski sweter, który będzie robiony od góry bezszwowo i Raverly nie miało nic sensownego do zaoferowania. Za to zszywanych skolko ugodno. Ale trafiłam na fajny wzór od dołu, a potem Jaiden Isabel Kremer. I właściwie to wystarczy, żeby wg tych wskazówek teraz móc wydziergać różne warianty. Czasem trzeba przeliczyć próbkę, ale to już najmniejszy problem :)

      Usuń
  3. Właśnie ostatnio jestem fanką najprostszych wzorów i fasonów. Co prawda te wymyślne ciekawie się dzierga i satysfakcja z gotowej rzeczy jest ogromna, że się udało, że genialnie wygląda, ale potem okazuje się, że nie ma do czego ubrać... Albo podgryza. Mam mnóstwo takich rzeczy. Dziergam już od wielu lat, a dopiero teraz powoli odkrywam co, jak i z czego dziergać, bym swoje wytwory nosiła z przyjemnością.
    Z męskimi jest jeszcze gorzej - zrobiłam dosłownie dwa razy - raz dla Brata: lata temu, mówi, że wciąż go ma, ale nie nosi, bo mu w nim w Irlandii za gorąco, a na narty nie ma kiedy jeździć (bo na narty właśnie był idealny) i drugi dla Męża: też lata temu, wzorem podnoszonych oczek, z golfem, bardzo mi się podobał, ale podnoszone oczka się się zaciągały, a golf całkiem zmechacił od zarostu, już dawno sprułam. Po tych dwóch razach skutecznie wyleczyłam się z męskich swetrów, ale ten Twój sprawia, że mam szansę znów zachorować:-). Jest idealny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa zbieżność, całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że część moich dzianin zbyt rzadko jest noszona i że ciągle uczę się wybierać - co będzie wygodne, co będzie mi służyć. Nie żałuję jednak tych niekoniecznie udanych rzeczy, pamiętam ten entuzjazm że się udało, że potrafię. Może trzeba przejść taki etap zachłyśnięcia się możliwościami dziergania i na bazie tych doświadczeń świadomie dokonywać kolejnych wyborów. I popełniać kolejne błędy, które też czegoś nauczą.
    Dzięki za komplement dla swetra, może jak zrobi się chłodniej będzie idealny? Serdecznie pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń