Sama nie wiem jak zacząć, od
początku, od końca, a może w ogóle się nie rozpisywać, tylko w dwóch słowach
ująć fakt dokonany – męski sweter.
Prosta sprawa, rzec by można „nic
dodać, nić ująć”. Tyle, że dodawanie i ujmowanie jest istotą wielu procesów. Na
przykład tworzenie dzianiny można sprowadzić do wyliczania oczek w taki sposób,
by w efekcie uzyskać pożądany kształt. I choć to prawda, brzmi jakoś dziwnie i
może nasuwać pytanie, co w tym dzierganiu takiego fascynującego.
Tak to bywa ze zbyt zwięzłymi streszczeniami,
że niekiedy mogą od prawdy trochę oddalać.
Czasem, gdy po skończeniu książki
ponownie czytam opis na okładce to dziwię się, jakbym czytała o czymś zupełnie
innym. Poświęcam jeszcze chwilę temu skrótowi, stwierdzam że owszem, wszystko
to prawda, ale raczej nie oddaje moich wrażeń z lektury. I dziwię się jeszcze
bardziej, lecz nie oburzam się. Odkrywam wtedy, że bardzo ciekawe rzeczy dzieją
się gdzieś pomiędzy, na granicy oczywistego planu, czasem wcześniej, czasem po
fakcie.
Jeszcze zostając przy czytelniczych
porównaniach – nie tylko sama lektura jest szczególnym doświadczeniem, ale i to
co dzieje się wcześniej i później. Dokonując wyboru książki często opieramy się
na tym co już wiemy, na swoich przekonaniach i wyobrażeniach, ale też na nowych
informacjach i sugestiach napływających z zewnątrz. Jeszcze ciekawsze wydaje mi
się to, co dzieje się po przeczytaniu książki. Możliwość podzielenia się z kimś
wrażeniami jest dla mnie czymś bezcennym, bez względu na to, czy jest to
wspólny zachwyt czy też spór. Wartość lektury czy filmu podkreśla osobisty
werdykt – „kiedyś do tego wrócę”. I to też jest ciekawe - to drugie życie
książek. Niektóre oddaję do biblioteki, inne stoją na półkach, do ponownego
czytania, do pożyczania bliskim, do stopienia się z tłem. Są też ciekawe
egzemplarze, książki których póki co czytać nie zamierzam, ale ani mi się śni
ich pozbywać. Gdy czasem na takiej zawieszę wzrok, wówczas budzi się jakiś
sentyment, albo coś się przypomina, to co kiedyś było, lub do czego zmierzam,
albo jakaś myśl, która dawno temu zapadła mi w pamięć i którą lubię odświeżać.
Patrzę na grzbiet „Myślenia i mowy” Wygotskiego w żółknącej serii klasyków
psychologii i wraca do mnie to świetne zdanie, że myśl jest jak chmura, z
której pada deszcz słów.
Ileż z tego krótkiego zdania można
wyciągnąć wniosków i to całkiem praktycznych! Na przykład dlaczego nie zawsze
się rozumiemy, dlaczego nie zawsze udaje się nam precyzyjnie wyrazić. Powiązane i zależne żywioły tworzą jedną
rzeczywistość, jednak poszczególne jej elementy odbieramy zupełnie inaczej.
Inaczej patrzy się na obłoki, a inaczej moknie w deszczu. Łatwiej zachwycać się
widokiem chmur niż padającego deszczu. Po ulewie zostają przemoczone buty, kurtki
ciężkie od wody, mokre drogi i kałuże. Na szczęście w kałużach też czasem
odbija się niebo.
Ciekawe to wszystko, w każdym
razie dla mnie, rozumiem jednak że moje słowa mogą być odbierane jak „lanie wody”. Potoczny zwrot, a jak się
okazuje ma naukowe konotacje.
Słucham?... Jestem, jestem…. Piszę
tekst na bloga. O czym piszę? O swetrze, który skończyłam ostatnio. Właściwie
to już kończę, jeszcze parę słów o nim i o tym, jak nie powstał całkiem inny
męski sweter.
Od ponad roku miałam w planach
wydzierganie jasnego swetra jakimś strukturalnym ściegiem, lecz jak dotąd nie
trafiłam na odpowiednią wełnę, czasem spodobał mi się jakiś tweed, ale zawsze
czegoś mu brakowało, a to za cienki, a to za gruby, albo nie te kolory. Myślę,
że bez trudu znalazłabym właściwą włóczkę, gdybym tylko była pewna co do
projektu. Chciałam tym razem zrobić rękaw metodą continuos, ale znów żaden
projekt nie wpadł mi w oko. Mogłam wprawdzie skorzystać z wzoru na damski
sweter, ale nie bardzo wiedziałam jak to modyfikować na potrzeby męskiego
ramienia. Mijały tygodnie, miesiące, zawsze coś robiłam na drutach, a przed
każdym nowym projektem oglądałam moje włóczkowe zasoby. Pewnego razu
uświadomiłam sobie, że te przeglądy zabierają mi trochę czasu. Wniosek nasunął
się sam, za dużo tego mam. Czas uszczuplić zapasy, ale jakoś tak konkretnie,
jeden mały kłębuszek zamieniony w mitenki nie czyni wiosny, choć niewątpliwie
umili jesień i zimę. Sięgam więc po zgrzewkę włóczki Alize lanagold clasic, w
której kiedyś spodobało mi się
połączenie brązu z granatem. Podejmuję męską decyzję i nabieram oczka na sweter.
Robię na oko, z głowy, tak jak potrafię, od góry, raglan podkreślam pasmem
ściegu francuskiego i taki sam motyw wstawiam na bokach. Poza tym włoski koniec
i początek, plus rulonik przy dekolcie. Powstaje prosty, zwyczajny sweter.
No i to jest to, o co chodzi. Prosty, zwyczajny męski sweter. Bez przekombinowanych konstrukcji (tak, c. nie jest wdzięcznym fasonem, nie na każdej figurze wygląda dobrze i trzeba bardzo precyzyjnie wstrzelić się w rozmiar, żeby na ramionach nie wisiały worki), bez strukturalnych ściegów, warkoczy i innych fajerwerków. Bardzo mało jest gotowych wzorów na takie męskie zwyklaki, no chyba że zszywane o od dołu (brrr!).
OdpowiedzUsuńA taki zwykły_zwyklak ma największą szansę zostać tym ulubionym :)
Z tego co piszesz, wynika że moje obawy przed metodą continuos były słuszne. Nie wiedziałam, że mało jest gotowych wzorów na proste męskie swetry. Myślałam, że może akurat ja nie trafiłam. Rzadko buszuję po Raverly, nie żebym nie lubiła, tylko brak mi dyscypliny i jak już tam wchodzę to przepadam na wiele godzin;-) Ten mój męski sweter byłby lepszy z szlachetniejszej włóczki. W tekście pisałam o lekturach do których się wraca. Do tej włóczki nie wrócę, mieszanka wełny i akrylu, pół na pół, ale nie da się porównać do merynosa. Ps. dziś w sklepie oglądałam swetry, ekspedientka próbowała mnie namówić na kupno. Bardzo ciepły i niech pani spojrzy jaki rewelacyjny skład - 10 % wełny. Reszta - akryl;-) Uśmiechnęłam się i podziękowałam.
OdpowiedzUsuńBył czas, że szukałam intensywnie wzoru na męski sweter, który będzie robiony od góry bezszwowo i Raverly nie miało nic sensownego do zaoferowania. Za to zszywanych skolko ugodno. Ale trafiłam na fajny wzór od dołu, a potem Jaiden Isabel Kremer. I właściwie to wystarczy, żeby wg tych wskazówek teraz móc wydziergać różne warianty. Czasem trzeba przeliczyć próbkę, ale to już najmniejszy problem :)
UsuńWłaśnie ostatnio jestem fanką najprostszych wzorów i fasonów. Co prawda te wymyślne ciekawie się dzierga i satysfakcja z gotowej rzeczy jest ogromna, że się udało, że genialnie wygląda, ale potem okazuje się, że nie ma do czego ubrać... Albo podgryza. Mam mnóstwo takich rzeczy. Dziergam już od wielu lat, a dopiero teraz powoli odkrywam co, jak i z czego dziergać, bym swoje wytwory nosiła z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńZ męskimi jest jeszcze gorzej - zrobiłam dosłownie dwa razy - raz dla Brata: lata temu, mówi, że wciąż go ma, ale nie nosi, bo mu w nim w Irlandii za gorąco, a na narty nie ma kiedy jeździć (bo na narty właśnie był idealny) i drugi dla Męża: też lata temu, wzorem podnoszonych oczek, z golfem, bardzo mi się podobał, ale podnoszone oczka się się zaciągały, a golf całkiem zmechacił od zarostu, już dawno sprułam. Po tych dwóch razach skutecznie wyleczyłam się z męskich swetrów, ale ten Twój sprawia, że mam szansę znów zachorować:-). Jest idealny!
Ciekawa zbieżność, całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że część moich dzianin zbyt rzadko jest noszona i że ciągle uczę się wybierać - co będzie wygodne, co będzie mi służyć. Nie żałuję jednak tych niekoniecznie udanych rzeczy, pamiętam ten entuzjazm że się udało, że potrafię. Może trzeba przejść taki etap zachłyśnięcia się możliwościami dziergania i na bazie tych doświadczeń świadomie dokonywać kolejnych wyborów. I popełniać kolejne błędy, które też czegoś nauczą.
OdpowiedzUsuńDzięki za komplement dla swetra, może jak zrobi się chłodniej będzie idealny? Serdecznie pozdrawiam:-)