sobota, 2 stycznia 2021

Dorastanie do pięt

Wiedziałam, że dzierganie skarpet może wciągnąć na całego. Widziałam wspaniałe prace dziewiarek, które wpadły w to po uszy. Podziwiałam i ciągle podziwiam. Co jakiś czas dodawałam do kolekcji wzorów projekt, który przykuł moją uwagę.  Nawet nie na listę rzeczy do zrobienia, tylko w trybie bardzo słabo przypuszczającym, że kto wie, że może kiedyś, a jeśli nawet nie, to i tak przyjemnie było popatrzeć.

W temacie skarpetkowym mam niewielką praktykę. Przekonałam się, że sama potrafię robić przyzwoite skarpety i to mi wystarczało. Nie słabła moja sympatia do tych małych parzystych form, zwłaszcza w wykonaniu kogoś innego. Sama jednak nie rozwijałam tego wątku, po pierwsze nie potrzebowałam kolejnej pary, a po drugie na przeszkodzie stawał często mój zbyt luźny styl dziergania. Gdy czasem próbowałam wcielać w życie któryś z tych zapisanych projektów, najczęściej ażurowych, to okazywało się, że nabrana ilość oczek dawałaby skarpetkę, w której zmieściłyby się ze dwie nogi, a oversizowe skarpety to jednak zbyt duża awangarda. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że zmiana drutów na mniejsze o kilka nawet rozmiarów rozwiązuje ten problem, jeszcze tego nie sprawdzałam.

Jesienią trochę nieoczekiwanie wstąpiłam do skarpetkowego świata, skarpetkowych cudów, specjalnych włóczek, wzorów, kolorów i technik. Już latem wiedziałam, że mam do zrobienia dwie pary skarpet - jedną na prezent, a drugą dla siebie. Zaproszenie do grupy „Dzień Dziergania Skarpet” ochoczo przyjęłam, uznałam, że zmobilizuje mnie to do zrobienia prostych skarpetek, zanim ziąb zacznie kąsać moje stopy. I udało mi się skończyć ciepłe skarpety – dokładnie 30 listopada. Sądziłam, że właściwie na tym na razie koniec, stopy zabezpieczone, zadanie wykonane, zostaje tylko podziwiać cudze prace, od prostych form po misterne ażury. Pomyliłam się w tych przewidywaniach. Do obserwacji i zachwytów doszło pragnienie, by w temacie skarpetek spróbować czegoś nowego. I tak oto w ciągu ostatnich tygodni  zrobiłam trzy nieplanowane pary skarpet. Nie wpadłam jeszcze po uszy, zatrzymałam się na piętach. Bo to pięty właśnie są w dzierganiu skarpet kluczowe.

W pierwszej parze zastosowałam piętę wzmocnioną, w drugiej wypróbowałam nowe dla mnie piętowe rozwiązanie fleegle hell, w trzeciej ten sam patent na piętę, ale robiony od palców. Skarpety dla syna powstały z cienkiej wełny Opal pullover and sockenwoole nightlife, znanym mi sposobem, prostym dżersejem, ale ze wzmocnioną pięta. Cienka wełenka, cienkie druciki, skarpeta męska, trochę to zajęło czasu. Dla odmiany postanowiłam spróbować czegoś grubszego, czego nie znałam wcześniej, a co kusiło mięsistością i niebanalnymi kolorami w jasnych tonacjach, w subtelne ciapki -  włóczka  skarpetkowa Novita 7 Brothers Napapiiri (Krąg Polarny) w kolorze  Foka. Skarpety z Foki zaczęłam od góry, do włóczki dobrałam wzór gwiazdkowy, raczej jego wariację, dżersej z akcentem gwiazdkowym. Gwoździem programu miała być pięta o nieznanej mi dotąd konstrukcji fleegle heel. Dwa dni i skarpety gotowe.

Gdzieś przeczytałam, że pięta tą techniką  może być dziergana zarówno od palców jak i od góry, jak to możliwe? Moja wyobraźnia potrzebowała materialnego potwierdzenia, wyciągnęłam więc niepełny, lekko splątany, pstrokaty motek i zaczęłam kolejną parę od palców. Z powodu niepewności na ile wystarczy wełny robiłam równocześnie dwie skarpety. Pięta rzeczywiście wyszła dobrze, a  największą rozrywką było obserwowanie powstających wzorów.

Zaspokoiłam ciekawość , ale to jeszcze nie koniec mojej skarpetkowej przygody, na pewno chciałabym jeszcze zrobić dwie pary. Do pierwszej mam już projekt, ale nie znalazłam odpowiednich kolorów, do drugiej mam włóczkę i pomysł, ale nie wiem jeszcze jak to się robi. Poza tym mam sporo włóczek z których mogę zacząć dziergać od ręki, z głowy. 

 

























10 komentarzy:

  1. Podziwiam zapał i efekty :-) Podejrzewam, że na kolejnych dwóch parach się nie skończy :-) Pozdrawiam i życzę przyjemności z dziergania :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję pięknie. Z przyjemnością przyjmuję komplement od mistrzyni dzierganych skarpetek, to jest coś!

    OdpowiedzUsuń
  3. No to wpadłaś jak śliwka w kompot a dokładnie to w skarpetki:) Skarpetki wyglądają rewelacyjnie!
    Będę musiała bliżej zapoznać się z tymi technikami. Może w końcu uda mi się wydziergać przynajmniej jedną w życiu skarpetkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:-) Jeśli tylko masz ochotę to spróbuj, to na pewno Ci się uda. Ja tej nowej techniki na piętę uczyłam się w średnio komfortowych warunkach jeśli chodzi o czas, miałam na głowie inne sprawy, więc szkoliłam się dorywczo, otwierałam różne filmiki, patrzyłam który krótszy;-) A metoda jest naprawdę prosta i przyjemna w wykonaniu, przy kolejnej parze będę mogła już robić z pamięci. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Tak jak Klikaf podejrzewam, że na tych dwóch planowanych parach się nie skończy:-)
    Ja całe lata byłam skarpetooporna. A teraz nie mogę się oprzeć, by nie dziegać kolejnych. Taki sobie paradoks;-) Są świetnym przerywnikiem w długich, czasochłonnych projektach oraz są gwarantem szybkiego, choć niewielkiego, sukcesu, co świetnie poprawia mi humor😀
    Tak jak piszesz, problem z rozmiarem rozwiązują cieńsze druty. Jakich Ty użyłaś w swoich projektach? Ja dziergam drutami 2,0, ale chętnie użyłabym jeszcze cieńszych, gdybym takie miała;-) Większość fajnych wzorów, które podglądam na Instagramie, liczy 60 oczek w obwodzie. Muszę się bardzo pilnować i robić bardzo ścisło, żeby potem skarpeta nie latała na stopie.
    P.S. Świetne skarpety i ciekawe kolory:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje i Joasi podejrzenia właśnie się spełniają. Choć mam na drutach sweter to chcę nabrać oczka na proste skarpety, winna temu włóczka, taka kusząca. Moje najmniejsze druty pończosznicze mają rozmiar 2,5, więc nimi robiłam pierwszą i trzecią parę. To są kolorowe addi, krótkie, z jednym końcem ostrzejszym niż drugi, baardzo je lubię. Te męskie skarpety (pierwsze) zaczynałam od 52 oczek. Środkowe skarpety, już z grubszej wełenki zaczynałam od 44 oczek i robiłam je na trójkach. Myślę, że powinnam wzbogacić mój warsztat o cieniutkie druciki, ale jeszcze nie wiem czy kupić komplet krótkich czy na długiej żyłce, bo może polubię dzierganie magic loopem?

      Usuń
  5. No i skarpetki Ciebie wciągnęły, a mnie przyciągnęły ;-)
    Wszystkie trzy pary piękne.
    Interesująca jest ta pięta, ciekawa jestem jak się układa - ja jestem wierna metodzie na "Mgliste" wg IK, bo nawet za luźne leżą jak przyklejone. Ale może kiedyś się skuszę na zmiany ;-)
    Ciekawe są też doświadczenia z grubością drutów i ilością oczek. Zazwyczaj robię luźno, ale skarpetki staram się robić ściślej - startowałam od drutów 1,75, teraz typową skarpetkówkę robię na 2,25 (metalowych, widzę dużą różnicę jak dziergam na drewnie czy bambusach). Przy grubszych nitkach (jak Step 6 Austermann) nie wychodzę poza 2,5.
    A włóczka Nowita mnie intryguje, też kiedyś będę chciała jej spróbować.


    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem jak sprawdzą się te pięty w noszeniu, za krótko używałam by wyciągać wnioski, ale jak dotąd nie zauważyłam, żeby się zsuwały. Męskie skarpety z pierwszego zdjęcia mają klapkę i klin, są wzmocnione. Zerknęłam na "mgliste", to jest ta sama technika, i faktycznie dobrze się układają, a największym plusem jest to, ze mogę to robić z pamięci, bez instruktaży. Mimo wszystko mam ochotę sprawdzić jeszcze inne piętowe patenty.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wrażenie, że w tym roku wybuchła prawdziwa bomba skarpetkowa:-) Podziwiam dosłownie wszędzie, sama też mam fajny (tak mi się zdaje) przepis. Ale chyba jeszcze nie dojrzałam... jeszcze mnie ten zew skarpetkowy nie ogarnął, na razie czuję lekkie dziewiarskie swędzenie, a to za mało, by się brać za robotę;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, zewsząd wyskakują dziergane skarpetki, co jedne to piękniejsze i trwa to już od pewnego czasu. Gdy zauważyłam nasilenie tego zjawiska uznałam, że raczej mnie nie weźmie, bo skarpetkowym mistrzyniom do pięt nie dorastam, cóż zrobię jakieś zwykłe, fajne, bo przecież przyjemnie się robi (a jeszcze przyjemniej nosi) takie skarpety. Jednak mnie wciągnęło, choć na razie przystopowałam. Oczywiście dziewiarskie swędzenie to jeszcze za mało, może samo przejdzie, a może objawy się nasilą, nie znasz dnia ani godziny;-)

      Usuń