poniedziałek, 16 grudnia 2024

Moje dziewiarskie abecadło. W jak wygoda.

Wyraz „wygoda” nie wymaga wielkich wyjaśnień, wnikania w głąb ani wewnętrznych wynurzeń, wszak wszyscy wiemy  czym jest wygoda, wiemy też czym nie jest. Nie wymaga to wyszukiwania w Wikipedii, wiadomo o co chodzi, to się wyczuwa, to się wie.

Warto też wspomnieć, że każdy ma własne wzorce wygody, które wcale nie muszą być wspólne dla wszystkich, bo różnimy się od siebie. Wspomnę tu piosenkę Wojciecha Młynarskiego o wybudowaniu wyboistej drogi, o wertepach i wykrotach. Słowa refrenu „Przyjdzie walec i wyrówna, przyjdzie walec i wyró!” według mnie wspaniale wyrażają wszelkie trendy ujednolicające, ciężkie jak walec. Wiem, że ten wyborny wiersz wykracza daleko poza wątek wygody, warto jednak  takie utwory wspominać i to wielokrotnie.

Wygoda to wyjątkowo ciekawa właściwość rzeczy i sytuacji, wyrażająca się tak, że na początku czuje się takie dobre wrażenie, które potem jakby wyparowuje, właściwie wcale się o tej wygodzie nie myśli, a ona trwa i wzmacnia warunki do spraw ważniejszych niż ona sama. Weźmy dla przykładu buty, włożywszy wygodne buty na jakąś wędrówkę po prostu idziemy i możemy więcej widzieć niż czubek własnego buta w przeciwieństwie do obuwia niewygodnego, niepozwalającego zapomnieć o jego wątpliwych walorach. Mogłabym wyliczać wiele przykładów, lecz wolę nie wydłużać tego wstępu.

Wchodzę więc w węższy obszar, związany z moją pasją. Tutaj wygoda występuje w wielu wymiarach, od wyposażenia, wnętrza, w którym wpada się w włóczkowy wir, warsztatu, warunków, wykonywania, wykorzystanych włókien, wzorów i wreszcie wkładania wygodnych wydzierganych własnoręcznie wytworów, albo wręczania ich lub wysyłania nowym właścicielom. Przede wszystkim jednak posiadanie pasji będącej czynnością witalną, samo w sobie jest swojego rodzaju wygodą, bowiem robienie tego, co się lubi, co uznaje się za wartościowe wprowadza w stan radości, więc warto to wplatać w swoje życie.

Pasja jest  wyjątkowym wymieszaniem wyluzowania i napięcia, relaksu i wspinania się na wyższe stopnie wtajemniczenia. Nie widzi się , aby wymagało to wielkich wyrzeczeń, bo nawet wątki bardziej wymagające wprowadzają w wysokie wibracje. Wyzwaniem wydaje się raczej wygospodarowanie więcej wolnego czasu dla pasji.

Wygodne mogą być druty i wszelkie akcesoria, zakupy, albo schemat wzoru wygodny w odbiorze, jednak najważniejszy aspekt dzianinowej wygody dotyczy tego jak się daną rzecz nosi, jak się ją czuje lub raczej nie czuje. Wpierw nim wykona się wyrób włóczkowy warto wiedzieć w czym jest wygodnie, co się lubi, jakie wybrać włókno, jaki wzór, wielkość, wymiar no i jeszcze w grę wchodzi wzgląd na wygląd, czy to mają być wersje codzienne, wiszące wory, waciaki i walonki czy trzeba wystroić się na ważne wyjścia w wytworne wyszywane wdzianka z wachlarzem, albo i też wielkie wory, luźne szaty … wybaczcie weszłam we wrażenia wizualne, a ma być o wygodzie, ale to przecież się nie wyklucza. Sama lubię wypośrodkowane wersje i wykonuje swoje dzianiny tak, aby były wygodne. Do ilustracji tego wpisu wybrałam jednak jedną rzecz, niedawno wykonaną spódnicę.

Wymyśliłam, że będę robić ją od góry, tak by w trakcie pracy wygodnie ją przymierzać i na bieżąco dopasowywać rozmiar. Spódnica składa się z czterech części, u góry jest kawałek ściągacza, potem panel podwójnego ryżu, w wzoru pozwalającego ukryć dodawane oczka w poszerzaniu na biodra, w najdłuższej części spódnicy ściągacz 3:1 i na końcu rozszerzenie do kształtu tulipana. Nie chciałam całkiem prostej formy ze względu na … wygodę oczywiście,  wąska tuba mogłaby ograniczać moje kroki.  Nie ogranicza, wiem bo już wkładałam ją wiele razy.

Spódnicę tę wykonałam z 4 motków Novity Woolly Wood, wspaniałej mieszanki modalu z wełną merino. Spódnicę robiłam bez wcześniejszych wyliczeń, bez wykonania próbki. Wrzuciłam włóczkę na druty i wio! Do końca nie wiedziałam jak wyjdzie, mogłam sobie wyobrażać jak będę wyglądać przymierzając w trakcie pracy, ale było to trochę na wiarę. Z jednej strony ta niepewność była pewnym wyzwaniem, ale tak wybrałam. Robiło mi się przyjemnie i bardzo wygodnie, z góry na dół, poza ściągaczem na jednej żyłce. Wiedziałam też, że w razie czego mogę wykorzystać tę wygodną właściwość pracy z dzianiną, czyli prucie dające możliwość korekty i wtórnego wykorzystania włókna. Na szczęście nie musiałam bo wyszło dobrze. A oto ta spódnica. Na jednym ze zdjęć widać, że miałam na sobie cztery własnoręcznie zrobione rzeczy, spódnicę, sweter, chustę i mitenki. Każda z nich wygodna, ulubiona, wszystkie robione według własnego pomysłu. Właściwie to wtedy miałam jeszcze na głowie czapkę według wzoru Reni Witkowskiej, więc w sumie pięć dzianin, a gdyby było mroźniej szóste byłyby skarpety.

Ps. Wszystkim wpadającym tutaj wysyłam wyrazy wdzięczności, a w związku z tym, że wkrótce Wigilia i do tego czasu nie wskoczy więcej wpisów, więc życzę Wam Wesołych Świąt! 











Wytęż wzrok i po prawej stronie wypatrzysz linię dodawania oczek:-)