piątek, 29 listopada 2024

Pelargonie

Pelargonie. Popularne kwiaty doniczkowe i rabatowe. Ich zwyczajność jest nadzwyczajna, zakorzeniona tak głęboko, że niemal niezauważalna. Znamy je od zawsze, niektórzy je kochają, inni ich nie lubią, a jeszcze inni nawet nie zauważają istnienia tych roślin, choć spotkać je można niemal wszędzie, na parapetach w wiejskich chatach i w nowoczesnych domach, zdobią balkony, tarasy i kawiarniane ogródki w małych miasteczkach i w metropoliach. 

Pelargonie nazywane bywają „krakowiakami” albo „muszkatkami”, być może od specyficznego, kamforowego zapachu liści, który sama bardzo go lubię, choć wiem, że nie na każdego on tak działa.

Gdy zaczęłam zastanawiać się nad polskimi motywami nasunęły mi się właśnie pelargonie. Nie wiem, czy można je przypisać do jakiegoś konkretnego regionu, na pewno w Małopolsce od dawien dawna są popularne, przypuszczam że dotyczy to całej Polski. Choć pochodzą z innej strefy klimatycznej to zadomowiły się u nas na dobre i mocno wrosły w polskie realia. W skansenach i kartach książek o naszych tradycjach zobaczyć można doniczki z pelargoniami w oknach drewnianych chat, jako oczywisty, nieodłączny element dawnego domu, radosny i swojski.

Nie znalazłam informacji na temat symboliki kwiatów pelargonii w naszej kulturze, ale nawet jeśli nie jest to jakoś formalnie usankcjonowane to jednak kwiaty te można uznać za ważny, symboliczny motyw, zakorzeniony w naszej świadomości.

Dla mnie osobiście jest to ważny symbol, kojarzy mi się mocno z domem i z kobietami z mojej rodziny. Przypominam sobie moją babcię usuwającą suche listeczki. Pamiętam jak poznawałam rodzinę mojego męża i jego żyjące jeszcze wtedy babcie to każda z nich miała w oknach pelargonie. Wciąż rosną pelargonie u mojej mamy i u mamy mojego męża. Od lat rosną też u mnie i co ciekawe wcale nie z potrzeby kontynuowania tradycji, a z praktycznego wyboru, bowiem po eksperymentach z różnymi kwiatami balkonowymi to pelargonie okazały się najbardziej wdzięczne i odporne na nie zawsze sprzyjające warunki na balkonie w betonowym bloku .Widokiem kwitnących pelargonii możemy się cieszyć od wiosny aż do pierwszych przymrozków. W inny sposób spojrzałam na te kwiaty trzynaście lat temu, gdy po poważnej operacji po powrocie do domu jeszcze bardzo słaba wyszłam na balkon i zaczęłam usuwać uszkodzone listki pelargonii, w tej czynności zobaczyłam moją babcię wykonującą takie same gesty, zobaczyłam ją w sobie i było to niezwykłe wzruszające doświadczenie, jakby poza czasem a jednak mocno osadzone w konkrecie.

Kilka miesięcy temu jeszcze inaczej spojrzałam na pelargonie. W ramach projektu „Polskie wzory regionalne w dzianinie. Ujęcie współczesne” (link)  postanowiłam przenieść te kwiaty na wzór na druty. Uprawa pelargonii idzie mi dobrze, na drutach śmigam bez trudu, ale przenieść te kształty na wzór określony kształtem oczek dzianiny to już zupełnie inna bajka. Długo zastanawiałam się, czy to w ogóle jest możliwe. Przez wiele tygodni podlewając moje pelargonie i usuwając suche listeczki jak moja babcia, wpatrywałam się w kształt  liści, łodyg, kwiatów i ze zdumieniem odkrywałam, że te piękne formy są znacznie bardziej skomplikowane niż wydawało mi się dotychczas. Miałam przed sobą niełatwe zadanie by te kształty ująć w jak najbardziej uproszczonej formie, ale tak aby były czytelne i rozpoznawalne. Najpierw rysowałam, potem przenosiłam na kratki. Zastanawiałam się nad techniką mozaikową, wyobrażałam sobie kwiat w doniczce zamknięty prostokątami okna, ale że nie jestem na tyle biegła ani w mozaice, ani w projektowaniu w ogóle, toteż na razie odłożyłam ten pomysł, może wróci kiedyś do mnie, a może przyjdzie do kogoś innego.

Skupiłam się na tym, aby ta moja dzianinowa pelargonia przypominała pelargonię. Chciałam też ująć w tym jednym wzorze zarówno te dawne jak i współczesne wyobrażenia o pelargonii. I te  te zasłaniające niemal całe maleńkie okna w starych chatach jak i te zdobiące współczesne budownictwo. Połączenie tych światów zawarłam… w doniczce. Narysowałam wzór w taki sposób, by można w nim dostrzec albo nowoczesny blok z oknami albo emaliowany garnuszek w kropki, albo po prostu całkiem neutralną doniczkę. Te doniczki są w dwóch, a nawet trzech wersjach. Pierwsza, taka z wysoką doniczką i nawiązaniem do wieżowca za bardzo wydłużała proporcje całego wzoru, więc skorygowałam ją tak aby osiągnąć kwadratowy wzór. Trzecia wersja to doniczka balkonowa, w której zmieściło się więcej kwiatów. Opisałam skrótowo to, co trwało dość długo. Próbka pierwszego wzoru z wyższą doniczką wyglądała zadowalająco pelargoniowo, zrobiłam próbkę w dwóch wersjach, kolorową i jednobarwną z kombinacji oczek prawych i lewych, potem wyjęłam jakiś zalegający motek wrzosowej włóczki i zaczęłam robić poduszkę, z przybywaniem dzianiny rosła też frustracja, na początku myślałam, że to nie ten kolor, jednak przyczyną niezadowolenia były proporcje wzoru i sposób rozdzielania motywów. Zmieniłam wzór, włóczkę, a przy okazji „dorobiłam się” szerszej balkonowej donicy i tym razem jestem zadowolona z efektu. Oprócz czerwonej poduszki zrobiłam też srebrnoszarą letnią torbę z rafii, jeszcze nie wiem co o niej myślę, chyba wolałabym większą.

W tym nowym doświadczeniu, jakim było opracowywanie wzoru pelargonii nauczyłam się nowych rzeczy, między innymi przełamywania swoich oporów, choćby takich jak pokazywanie innym swoich niewprawnych rysunków i próbnych schematów. Przyznam, że to wymagało to ode mnie trochę odwagi, ale wiedziałam, że w zespole Posplatane otrzymam konstruktywne uwagi i inspirujące sugestie. Basia zasugerowała mi skompresowanie motywu, a Dorotka podsunęła pomysł na szeroką balkonową doniczkę i z obydwu podpowiedzi skorzystałam wykonując dużą poduchę z czerwonej bawełnianej włóczki. Może kiedyś powstanie do niej koc, wszak wzór jest dwustronny.

Cieszę się, że zdążyłam z tym postem póki jeszcze moje pelargonie kwitną na całego. Lada dzień przyjdą przymrozki i te piękne czerwone kwiaty znikną nam z pola widzenia, ale nie wszystkie, bo w domu pozostaną pelargonie na czerwonej poduszce…














i jeszcze zdjęcia próbek z wcześniejszego etapu etapu pracy






 

 

 

 

piątek, 15 listopada 2024

Moje dziewiarskie abecadło. W jak… wyznanie?

Ze znaku zapytania w tytule wpisu wywnioskować można jakieś wątpliwości. Po pierwsze wahałam się czy wątpliwości wpisują się w ten cykl, czy aby abecadło nie powinno obejmować jedynie wątków jednoznacznych i oczywistych, wypisanych wprost wskazówek, wte albo we wte😉. Wiadomo jednak, że wątpliwości są wszędzie wokół, więc wystąpią także w moim dziewiarskim abecadle.

Po drugie, choć lepiej po wtóre, to moje wyznanie, że coś nie wyszło nie będzie wyrzucaniem sobie winy. Mówiąc wprost – popełniłam błąd, ale jednak nie żałuję. Wiem, że mogłam wyeliminować ów błąd, czy raczej niedopatrzenie, ale wskutek trochę wariackiego podejścia nie wychwyciłam wskazówek, nie wstrzymałam się wcześniej. Wyrywna byłam, w gorącej wełnie kąpana, czy jakoś tak. Wprawdzie to nie była wielka wtopa, wycofałam się w porę, a sprute motki, które mogły wyglądać jak włóczkowy wyrzut włożyłam wysoko, żeby ich nie widzieć. Wciąż jednak wydawało mi się, że coś wisi nade mną, więc żeby niezadowolenie  nie uwiło sobie gniazda wewnątrz wiedziałam, że warto by włóczkę jakoś wykorzystać i w miarę szybko wykonać inny wyrób.

Wrócę jednak do początku 

„Wchodzę w to!” niemal wykrzyknęłam widząc wyjątkowy wzór na bluzkę, miał on ciekawe wykończenia i prostą formę, wyobrażałam sobie jego wielką wygodę, wiedziałam z czego wykonam moją wersję w wymarzonym kolorze. Wystarczyło więc wykupić wzór, wybraną włóczkę włożyć do koszyka i wreszcie wykonać owo wdzianko. Wcześniej wiadomo - wiele godzin wywijać drutami, wiodąc rozmowy, wsłuchując się w wykłady, wozić tę wybraną robótkę w woreczku wiązanym tasiemkami wszędzie gdzie się da, bo wtedy właśnie trwały wakacje. Wizja ta właściwie wypełniła się w każdym wątku, z jednym, acz wielkim i ważnym wyjątkiem. Byłam już po rozdzieleniu rękawów od korpusu i nagle zauważyłam, że dołączona niedawno nitka ma inny odcień, kolor odcina się nieładnie. Wiedziałam, że włóczki są z różnych partii farbowania (jak trudno o apolityczność!). Wiedziałam, że to może się wydarzyć, więc gdy się jednak wydarzyło nie wpadłam w szok, nie wylałam wiadra łez. Ale trochę wstydu poczułam. Gdy kupowałam włóczkę w sklepie woollop Monika, cudowna osoba, z właściwą sobie starannością  wskazała mi na różnice, nawet zrobiła zdjęcie dla porównania, jedno wieczorową porą, drugie w świetle dnia, sugerowała nawet wstrzymanie się do kolejnej dostawy. Włóczką tą był jedwab madragoa Rosarios4, miałam w domu parę motków i innych kolorach, wykombinowałam więc że jeśli różnica w kolorach włóczki na bluzkę będzie zbyt widoczna zrobię wymyślony znacznie wcześniej letni top w paseczki, wszystkie odcienie madragoa pięknie do siebie pasują. Gdy otworzyłam zamówioną przesyłkę, różnice w motkach były tak znikome, że bez wahania narzuciłam włóczkę na druty. A dalej było tak jak napisałam wyżej. Gdy już wiadomo było, że ta różnica będzie fatalnie wyglądać, sprułam co zrobiłam, odłożyłam wysoko, ale wkrótce wystawiłam te włóczki tak, by je mieć w polu widzenia. Wtedy nagle wpadł mi pomysł by zrobić mały sweterek dla Karola a różnice w odcieniach ukryć w półcieniach czyli w strukturalnym wzorze, Wykonałam go według własnego pomysłu, raglanem, od góry, wplatając pasy wzoru ryżowego, dół, rękawy i dekolt wykańczając włoskim zamykaniem oczek. 

A jeśli chodzi planowaną wcześniej bluzkę – mam już wzór, wymiary, pomiary, wykonałam próbkę a nawet wielką próbę, tylko włóczki jeszcze nie mam. Teraz wydaje mi się że wolałabym brąz😉

Tak to się wije ta moja włóczkowa wędrówka, bywają na niej wyboje, na niektóre wystawiam się sama. Na ryzykowne wybryki pozwalam sobie wtedy, gdy robię coś dla siebie lub dla moich bliskich. W wypadku gdy wiąże mnie jakieś zobowiązanie pracuję według innych wzorców. Podczas testu dziewiarskiego wiernie wykonuję wzór, w wyznaczonym czasie, wyliczam wcześniej oczka, włóczkę, wymagany czas. Wykonując coś na zamówienie staram się wychodzić na wprost wizji danej osoby. Jak wychodzi to już one mogą oceniać, ja natomiast wiem że wszystkie wcześniejsze błędy i eksperymenty wpływają na wzmocnienie i warsztatu i wiedzy.

A oto jedwabny dziecięcy sweterek wywieszony na wieszaku, wciąż czekam na jakieś wspólne wyjście, na okazję do zdjęć na Karolu, wierzę że one wydobędą więcej walorów tej dzianiny. I to nie musi być na jakimś wybiegu, może też być w wirze zabawy😊