niedziela, 17 października 2021

Test i test

Gdy ręce mam zajęte dzierganiem, głowa albo się nad czymś głowi albo buja w obłokach. Jedno, drugie i trzecie bardzo dobrze mi służy, rozwija się moja pasja a umysł pracuje lub odpoczywa. Staram się w tym wszystkim zachować równowagę i nie tracić kontaktu z rzeczywistością, innymi słowy jestem realistką i stąpam po ziemi obiema nogami. Czas o nie zadbać, o te nogi, co od lat mnie noszą, znoszą zmęczenie i przeciążenia. Ich trud można docenić na wiele różnych sposobów, jednym z nich są ręcznie robione skarpety, grubaśne lub misternie dziergane, i co ważne - w nieprzypadkowych kolorach. Nie mam nic przeciwko szalonym połączeniom resztek, sama chętnie takie zrobię, piszę o tym jednak bo zbyt wiele koszmarnych skarpet już widziałam, gryzących się kolorów i smutnych melanży, do dziś jeszcze straszą na niektórych targowiskach. Jako dziewiarka bardzo długo nawet nie brałam pod uwagę skarpet, tkwiłam gdzieś między wyobrażeniem tych dawnych paskudnych i byle jakich, a wyrafinowanymi dzianinami, które podziwiałam w Internecie, tak pięknymi, że wydawały mi się nierealne do wydziergania. Poza tym nie miałam na to czasu. Do czasu. Najpierw zrobiłam jakieś zwyczajne skarpety, musiałam sobie przypomnieć jak to się robiło, jak mama nauczyła mnie w dzieciństwie operować pięcioma drutami. Korzystając z dostępnej wiedzy udoskonalałam stopniowo techniki i co jakiś czas robiłam kolejne skarpetki. Coraz bardziej podobała mi się ta sfera dziewiarskiej aktywności, coraz więcej uwagi przywiązywałam do specjalnych włóczek, do skarpetkowych projektów, z wypiekami na twarzy oglądałam prace prezentowane przez inne dziewiarki. Jest takie pojęcie jak „skarpetkoza” – wbrew brzmieniu tego pojęcia nie jest to jakaś przykra dolegliwość, to po prostu radość z dziergania skarpet, owocna fascynacja tą drobną formą dzianinową. Szczerze mówiąc nie wiem  czy to mam, bo te moje skarpetki, których tak wiele mam w planie raczej ustępują miejsca innym dzianinom niż wpychają się przed kolejkę😉 W taki sposób pomysłów,  włóczek, wzorów przybywa znacznie szybciej niż skarpet, które jakoś nigdy nie wydają mi się pilne.

Co innego w sytuacji testu, z określonym z góry terminem zakończenia. 

Ostatnio miałam podwójną przyjemność testowania ciekawych skarpet zaprojektowanych przez Dorotę Knitolog Morawiak. Pierwsze z nich to Lanckorona socks z pięknym ażurem, chciałam je jak najszybciej skończyć żeby założyć już na stopy. Zrobiłam je z wełny malabrigo socks w kolorze tycjanowskiej czerwieni. Gdy były już gotowe pojawiła się możliwość testowania kolejnego projektu Fagradal socks, tym razem z wzorem warkoczowym. Nie wahałam się ani chwili. Do swojej wersji wybrałam połączenie grafitowo niebieskiej włóczki step classic Austerman z anonimowym wełnianym różem z własnych zapasów. Wzór okazał się wyjątkowo absorbujący, a moje realia niesprzyjające skupieniu z powodu splotów okoliczności dużo bardziej skomplikowanych niż warkoczowa plecionka na skarpetkach. Był to więc także test na moją cierpliwość, myślę, że zaliczony z dobrym wynikiem.  W kwestii dziergania kluczowe okazało się to, że dziergałam dwie skarpetki jednocześnie i to z jednego motka, dzięki temu oszczędziłam sobie sprawdzania czy na pewno obydwie skarpetki są identyczne co do jednego oczka. Cieszę się że opanowałam tę technikę, zamierzam z niej korzystać częściej. Obydwie pary skarpet robione są od palców w górę i zakończone igłą. 

Kupiłam wreszcie blokery do skarpet i o mały włos nie kupiłam specjalnej nogi. W jednym ze sklepów z bielizną przy okazji zakupów zapytałam też o nogi wzniesione ku górze dumnie prezentujące różnorakie rajstopy. Okazało się, że na zapleczu jest jedna namiarowa i jeśli chcę mogę ją odkupić. Super! Obejrzałam tę nogę, była dokładnie taka jak jej koleżanki pod sufitem, lekka, długa, tylko że stopa wygięta i naprężona była strasznie krótka, w rozmiarze mniejszym niż przedszkolny. Wyobraziłam sobie wykadrowany tylko ten fragment nogi, a na niej wydzierganą skarpetkę i uznałam, że to byłoby dość dziwne. To już wolę moje zwykłe nogi na ziemi czy na podłodze. 























12 komentarzy:

  1. Mario, spojrzałam na zdjęcia i uśmiechnęłam się - skarpety na tapecie! A właściwie na drutach, tak jak u mnie;-) Przeczytałam post i zaśmiałam się na głos - masz blokery, tak jak ja!!! Z tym, że ja dostałam w urodzinowym prezencie. Cieszę się jak dziecko;-) Nareszcie będę mogła sfotografować moje skarpetki.
    Podziwiam Twoją cierpliwość przy tak skomplikowanych ażurach i warkoczach - efekt WOW! Podziwiam też to, że testujesz. Mnie stresują zobowiązania i terminy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi się podoba! I Twój uśmiech i głośny śmiech! A blokery to jest powód do radości! Mam zamiar pomalować je z każdej strony inaczej, będzie jeszcze weselej. Napisałam w poście, że raczej nie mam skarpetkozy, jednak zauważam ostatnio takie objawy jak ochota na kolejne skarpety, całkiem zwyczajne, robione z głowy, mniej lub bardziej kolorowe i to w barwach takich, jakie raczej nie wchodziłyby w grę przy innych częściach garderoby. A co do testów, tak zobowiązanie może być stresujące, ale jeśli realnie oceni się swoje możliwości to jest stres pozytywny i mobilizujący. Tuż po zakończeniu pracy nad skarpetkami pojawiła się na horyzoncie możliwość kolejnego testu, a dla mnie wciąż jest to coś bardzo atrakcyjnego, jednak wiedząc że tym razem nie dałabym rady to nie brałam tego pod uwagę, choć wzór był kuszący. Pozdrawiam serdecznie i czekam na publikację Twoich skarpetek:-)

      Usuń
  2. Tak, skarpetki są bardzo radośnie wciągające. Twoje wyszły wspaniale, obydwie pary są śliczne i, nie wiem jak by to ująć, jak z żurnala, takie idealne. Bardzo atrakcyjne są same wzory, ale Twoje wykonanie jest na najwyższym poziomie. I wiesz co, Twoje stopy prezentują się doskonale, nie ma sensu inwestować w nogę, która Ci tylko zagraci metry kwadratowe.
    A przy okazji: takie nogi i inne odseparowane od całości sztuczne części ciała prawie ludzkiego zawsze budziły we mnie jakiś niepokój. I jak już kiedyś kupię sobie wymarzonego manekina, bo jest mi potrzebny, tylko nie mam na niego obecnie miejsca, to nie wiem, jak się przyzwyczaję do tej niekompletnej w części ciała postaci. Nastrajam się i oswajam z tą myślą w każdym razie od dłuższego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam manekin - super gadżet. Niedroga inwestycja (ok. 100zł plus przesyłka) a przydaje się i podczas dziegania, i przy fotografowaniu, a także jako wieszak;-) Na początku trochę się spinałam widząc w pokoju korpus bez głowy, teraz w ogóle nie zwracam na niego uwagi.

      Usuń
    2. Paninadpolami, dziękuję za przemiłe słowa, zwłaszcza że nie spodziewałam się komplementów pod adresem stóp:-) Zgadzam się z Tobą, te plastikowe pojedyncze części ciała mają w sobie coś niepokojącego, kiedyś widziałam taką nogę rzuconą wysoko na drzewo, o dziwo w górskiej wypoczynkowej miejscowości, widok dość upiorny. A co do manekinów, w pewnym sklepie z doniczkami i dekoracjami przykuł moją uwagę bardzo ładny manekin, na drewnianej podstawie, tułów szarego lnu w płóciennym gorsecie z guziczkami, pięknie wyglądał, ale raczej służył do dekoracji niż przymierzania, marną jakość widać już było przy bliższych oględzinach, na wszelki wypadek nawet nie dotykałam żeby nie rozpadło się pod moimi palcami:-) Swoją drogą doniczki z tego sklepu były wyjątkowo nietrwałe. Jeśli czujesz, że w pracy nad dzianiną potrzebny Ci manekin to znajdź dla niego miejsce, a on Ci się odwdzięczy:-)

      Usuń
    3. Bokasiu, fajny jest ten Twój manekin. Może i dobrze, że bez głowy, zawsze można sobie wyobrazić odpowiednią głowę, rysy twarzy, fryzurę,:-) A i pogadać z taką głową wyobrażoną na pewno lepiej niż z sztuczną, która zawsze ma ten sam wyraz twarzy;-) Zostawiając żarty, to jednak bardzo pomocna to rzecz, przy swetrach, tunikach określanie wielkości w trakcie pracy bez wątpienie jest dużo lepsze z manekinem niż z własnymi domysłami i wyobrażeniami. Pozdrawiam ciepło:-)

      Usuń
    4. Uwielbiam Twoje refleksje, na każdy temat, nawet nieistniejącej głowy manekina🤣🤣🤣
      A propos manekina dodam jeszcze, że te tanie mają konkretne rozmiary (regulowane nie są na moją kieszeń) i miałam dylemat, czy kupić rozmiar zbliżony do mojego czy do rozmiaru córek. Przeważył mój egoizm😆😆😆

      Usuń
    5. Dokonałaś słusznego wyboru, jak mawiali mędrcy zacznij od siebie;-) Z Twojego rozmiaru mogą korzystać też córki, w drugą stronę już niekoniecznie byłoby to wygodne. Co do fasonu oversize to ciekawe, że najlepiej prezentuje się na bardzo szczupłych osobach.
      Blokery do skarpet kupiłam w dwóch rozmiarach, na moją długą stopę i na stopę mniejszą. Na szczęście cena nie była wygórowana, a i miejsca więcej nie zabierają:-)

      Usuń
  3. Piękności skarpetkowe zrobiłaś!!! I pięknie, stylowo sfotografowane, z drewnianym tłem - prosto, naturalnie, w punkt! Plastikowa noga do niczego nie potrzebna, dobrze, że nie kupiłaś. Właściwie to przykro oglądać fajne dzianinki prezentowane na tych wszystkich plastikowych stworach - główkach, torsach etc. - cały urok z nich ulatuje. Jedynie manekiny obite tkaniną, te w stylu retro, mają sens i dzięki Bokasiu, że polecasz, bo jak widać ułatwia to wiele spraw :))
    Sezon skarpetkowy w pełni odtrąbiony! Ja dopiero zaczynam, mam nadzieję, że po kilku latach też mi się takie ładne z wzorami udadzą ;)
    Dzięki za inspirację i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie przepadam za plastikowymi fantomami, wolę naturalne zdjęcia, choćby niedoskonałe. I cieszę się, że tego nie kupiłam. Jak dotychczas potrzeba posiadania manekina jeszcze się u mnie nie nasiliła, bo nie powiem, przy niektórych dzianinach mógłby być pomocny. Jestem przekonana, że wyczarujesz cudne skarpetki i nie będziesz musiała kilku lat czekać na efekt. Pozdrawiam serdeczne

      Usuń
  4. Och Marysiu, Twoje skarpetki są cudowne. Bardzo Ci dziękuję za te testy :*
    U mnie było podobnie, jeśli chodzi o dzierganie skarpet, wydawało mi się wręcz, że takie grube skarpetki nie są mi do niczego potrzebne ;) Ależ się myliłam, po pierwsze - dziergane skarpetki wcale nie muszą być grube, a po drugie - noszę je na co dzień, po domu i już nie wyobrażam sobie, że mogłabym nosić kupne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny projekt to i skarpetki udane:-) Z przyjemnością odkrywam uroki dzierganych skarpetek zarówno w dzierganiu jak i codziennym użytkowaniu.

      Usuń