czwartek, 7 sierpnia 2025

Letnie za-pasy w bluzkach z papyrusa

Sierpień to miesiąc, pod każdym względem wyrażający pełnię lata. Trwa czas wakacji, urlopów, żniw, remontów, wyjazdów, przyjazdów, realizowania planów albo konieczności ich zmiany, przygód wytęsknionych i tych nieplanowanych, czas przyśpieszenia i czas zatrzymania. To wszystko dzieje się latem, choć u każdego inaczej, w innym rytmie i tempie splata się to w jedną wspólną tkaninę, złożoną z różnorodnych nitek. Dla mnie wyjątkowość sierpnia polega właśnie na tym zintensyfikowaniu wszelkich letnich doświadczeń, które samemu się przeżywa i obserwuje je wokół, ale   jest jeszcze coś więcej, jakby duża rama, szerokie, ale subtelne marginesy łączące letni obraz zarówno z wiosną jak i z jesienią. Jeszcze można pozwolić sobie na coś nowego, coś zrobić, gdzieś wyjechać, spotkać się z kimś dawno nie widzianym, albo wreszcie pobyć trochę z sobą. Można też finalizować sprawy, zbierać owoce - dosłownie i w przenośni – i zająć się prze-tworami. Taki obraz sierpnia widać nawet na placu targowym, gdzie wciąż można kupić sadzonki  młodych roślin, które jeszcze zdążą urosnąć, więc to jakby wiosna, nadzieja i nowy akcent życia, tuż obok warzywa i dojrzałe, soczyste owoce w wielkiej obfitości, są już też pierwsze wrzosy, są dynie… i chłodniejsze poranki.

Ma w sobie sierpień radość pełni lata, wiosenną nadzieję i dojrzałość jesieni. Można ogarnąć myślą cały obraz albo wybrać jedno pasmo i na nim się skupić, co kto lubi.

Zachodzą na siebie pory roku i podobnie dzieje się w moim dzianinowym świecie.

Dwie bluzki na lato zrobiłam  jeszcze wiosną, planowana, i to od dawna, była jedna,  ale wskutek eksperymentów wyszły dwie.  Miałam w swoich zapasach włóczkę Papyrus Fibra Natura szarą i trochę białej. Ciekawe, bo słowo „zapasy” dawniej kojarzyłam z półkami pełnymi słoików, będących zapasami na zimę, teraz zapasy oznaczają posiadane włóczki, nie tylko na zimę😉 Tego roku na włóczkowych targach Krakoski Yarnmark Wełny dokupiłam kilka moteczków, które zachwyciły mnie kolorami, dwa wrzosowe odcienie, róż i błękit. Dobrze wyglądały razem, wrażenie wizualne było równie przyjemne jak włóczka w dotyku. Papyrus jest bardzo miłą dla ciała mieszanką bawełny i jedwabiu.

Nie wiedziałam dokładnie jaką bluzkę zrobię, pewna byłam tylko co do linii ramienia zachodzącej do tyłu, od dawna marzyłam, by nauczyć się tego fasonu, zanim jeszcze dowiedziałam się, że nazywa się go ramieniem „europejskim” albo „japońskim”. Znalazłam wzór z taką techniką na stronie Garnstudio i po przeliczeniu ilości oczek do wymaganej próbki z ochotą zaczęłam letnią bluzkę od gładkiej, szarej góry, a potem miałam dodać pasma kolorów. Układało się świetnie, byłam bardzo zadowolona, tyle że gdy dodałam pierwsze pasmo kolory jakoś nagle przestały współpracować, no trudno, miałam nadzieję, że po dodaniu kolejnego koloru lub dwóch będzie lepiej. Nie było, po prostu mi się nie podobało, zabrakło tego poczucia, że kolory harmonijnie zagrały. Do sprucia  nie było wiele. Ale co dalej?  Zdecydowałam się na zastosowanie ażurowego wzoru, który zaciekawił mnie już dawno, ale jak dotąd nie użyłam go w żadnej dzianinie. Powstała jednobarwna szara bluzka, z gładką górną częścią, która będzie dobrze się sprawdzać również jesienią i zimą pod cieplejsze kardigany.  

Natomiast na letnią bluzkę w kolorowe paseczki, na którą wciąż miałam ochotę i wystarczającą ilość włóczki wykorzystałam dobrze mi znany i sprawdzony wzór Isabell Kraemer „On The Beach”. Tym razem paseczki zaczęłam robić od samej góry, a dodawanie kolejnych kolorów było ogromną przyjemnością, to samo mogę powiedzieć o noszeniu tej bluzki.

I na plaży, na początku tego lata obydwie bluzki zostały sfotografowane. Przygotowując zdjęcia do publikacji oczywiście patrzyłam jak prezentuje się dzianina, czy widoczna jest całość, detale, a przy okazji wpatrywałam się w to bałtyckie tło, piasek, fale, horyzont i mam wrażenie, że nawet patrzenie na te zdjęcia przynosi odpoczynek.




























 

sobota, 2 sierpnia 2025

Posplatane chabry

Ta niewielka dzianinowa torebka może pomieścić kilka niezbędnych przedmiotów: klucze, telefon, portfel, a nawet zeszyt lub książkę. Rozmiar określają konkretne parametry, tyle a tyle centymetrów na długość, szerokość, wysokość.

Rękodzieło ma także w sobie wiele elementów związanych z procesem tworzenia, które są niejednoznaczne i niewymierne. Gdy więc od takiej strony zaglądnie się do tej małej torebki to jej pojemność może okazać się zaskakująco duża. Ach, ile tego tam! Ile tematów, wrażeń, pomysłów, emocji, treści posplatanych i osobnych. Wystarczyłoby dotknąć jednej nitki i rozwinąć wątek…  Teraz jednak zamykam tę torebkę na moment,  a wszystkie dziewiarskie opowieści przychodzące mi do głowy na razie odkładam, jak książki, na półkę, na potem. A potem, po chwili namysłu znów sięgam do torebki i  wydobywam z niej dwa tematy do mottozmotkowego tekstu. Pierwszy o kolorach, a drugi o powstawaniu chabrowych wzorów. 

O moim zamiłowaniu do kolorów piszę w niejednym poście na tym blogu. Za każdym razem jest to ciekawa przygoda, bez względu na to, czy chodzi o etap poszukiwania włóczki, dobierania kolorów do charakteru dzianiny… i osoby, decydowania o odcieniu czy też odkrywania całkiem nowych połączeń z dobrze mi znanych, a nawet opatrzonych materiałów. Niesamowity jest ten moment, impuls, gdy pojawia się pewność, że „to jest to”, po prostu to czuję.

Na takiej samej zasadzie działa to też w drugą stronę, gdy „nie czuję” koloru to nie rozpoczynam pracy, no chyba że ktoś by mnie poprosił, ktoś komu bardzo by zależało, ale jakoś nie przypominam sobie takich sytuacji😉

Pracę na wzorem chabrów rozpoczęłam jeszcze w ubiegłym roku, pod wpływem inspiracji haftami kaszubskimi w ramach poszukiwań projektu Posplatane „Polskie wzory w dziewiarstwie. Ujęcie współczesne”. Opracowałam dwa wzory, zrobiłam nawet próbkę z jednym z nich, ale jakoś żadnego nie przeniosłam na dzianinę, między innymi dlatego, że w swoich włóczkowych zapasach nie znalazłam chabrowej wełenki nadającej się na planowane mitenki albo rękawiczki. Między ciemnymi jak noc granatami a bladymi błękitami brakowało bławatkowej niebieskości. Postanowiłam coś kupić, kiedyś, przy okazji. I tak chabrowy temat odłożyłam na wiele miesięcy. Aż tu nagle przyszło kolejne lato, na łąkach i w ogrodach zakwitły chabry, maki… Wcześniej jeszcze maki z mojego wzoru pojawiły się na torebce (klik), a w ślad za nimi przyszła wizja chabrów na innej torebce, a jako że miała to być rzecz dla osoby, która bardzo lubi te kwiaty i ich kolor, to poczułam motywację i powiew wiatru w skrzydła. Wzięłam się za opracowywanie wzoru całkiem od nowa, potem dobrałam trzy kolory bawełnianej włóczki i wykonałam torebkę według własnego pomysłu.

Co do kolorów, ten główny, będący tłem – jak go określić, miętowy, szałwiowy? A może wiatrowy, on jest taki lekki. Sprawdzam dokładnie – no nie jest to kolor wiatrowy, ani niebowy czy też niebowiutki, a już na pewno nie besowiuteńki. Jakże porywająco piękne są te dawny nazwy kolorów, ja sama poznałam je niedawno w związku z poszukiwaniami polskich wzorów regionalnych. Przeglądanie palety barw i nazw zamieszczonych na stronie Regionalna Grupa Barw (link) – projektu poświęconego badaniu kultury ludowej uświadamia jak bogate jest to dziedzictwo, jak mocno związane z przyrodą. Nazwy kolorów tak ważne przy farbowaniu, tkaniu, wyszywaniu odnoszą się do natury, do pogody, do konkretnych roślin i zwierząt. Są to określenia ciekawe, bardzo obrazowe, niektóre trochę dziwne, techniczne, ale w zdecydowanej większości są one poetyckie, pełne wrażliwości na otaczający świat i takiej czułości do natury. To jest dopiero czucie koloru! Dla mnie to także refleksja o uważnym patrzeniu na to, co wokół i zachęta by szukać wzorów piękna.

 

A oto torebka w chabrowe wzory. Z torebką makową łączy ją nie tylko kwiatowa inspiracja ale także ta sama tkanina, wykorzystana na podszewkę. 



















Edycja 20.08.2025
Poniżej zdjęcia torebki w użyciu, wszak to dzianina użytkowa.