poniedziałek, 17 czerwca 2024

W ogrodowym czasie

Jedno zamówienie, dwie dzianiny, a wrażeń całe mnóstwo. Pisałam o nich w poprzednim poście, a dziś zgodnie z zapowiedzią sesja zdjęciowa już na właścicielce.

Gdy oglądam te fotografie i patrzę na swoje prace z dystansu to zamiast owego dystansu rośnie wzruszenie, przychodzą mi do głowy myśli o przenikających się obszarach, które bezpośrednio nie są z sobą powiązane, a jednak na siebie wpływają. I tak coś mnie ciągnie w stronę filozoficznych sentencji i jednocześnie rzeczowo, a nawet surowo analizuję dziewiarskie kwestie, przez ażury prześwietlam detale, kolory, techniki, wyciągam wnioski i uciszam rodzące się nowe pomysły.

Moment zamieszczenie posta na blogu stanowi podsumowanie projektu, zakończenie, choć z punktu widzenia użytkowania dzianiny to właściwie jej początek. Splatając w jednym poście ten dziewiarski koniec i początek wybieram zdjęcia, słowa i myśli, które pozostawię tutaj na blogu. Nie będę opisywać poszczególnych etapów tworzenia bluzeczki Margerita, choć przyznam, że pojawiła się taka pokusa na początku pracy, w majowy weekend, Margerita wśród kwitnących margaretek. Cały proces twórczy to jednak coś więcej niż jedna sielska scenka i liczy się każde oczko, każda chwila.

„Naucz się widzieć, a zdasz sobie sprawę, że wszystko łączy się ze wszystkim innym” jak radził Leonardo da Vinci . Więc patrzę i widzę na zdjęciach podpowiedź, jak te moje refleksje ująć krótko, treściwie i prawdziwie. I co widzę? Ogród.  Jedno słowo, a doskonale pasuje i do pracy z tymi dwiema konkretnymi dzianinami i w ogóle mojego robienia na drutach jak też do każdej innej pasji. Ogród to uniwersalna metafora odnosząca się do życia. Będę jeszcze wracać do tego tematu, dostrzegam tu ogromne pole do rozważań i życiowych lekcji.  Aż dziwię się, że w moich dotychczasowych refleksjach nie pojawiły się takie porównania.

Ogród to przestrzeń, gdzie siły natury łączą się z działaniem człowieka, gdzie ważne jest światło, gdzie potrzebny jest cień. Ogród to miejsce wymagające wysiłku, cierpliwości, uczące pokory, ale też źródło inspiracji, odpoczynku i zachwytu nad cudownością natury. A przede wszystkim ogród to przypomnienie, jak bardzo wszystko łączy się ze wszystkim i że jesteśmy częścią natury.

A oto ogrodowa sesja Kasi: 

Omawiane dwie dzianiny to taliowana bluzeczka Margerita według projektu Iwony Eriksson z promieniście układającym się ażurowym wzorem na karczku wykonana z mieszanki bawełny i kaszmiru Summer in kashmir oraz ażurowy szal z merynosowej ręcznie farbowanej wełny Madobo Yarn.













 i wspomniany obrazek z początkowego etapu pracy: 



piątek, 7 czerwca 2024

Szal z Madobo

Z każdą wykonywaną dzianiną łączy się wiele wrażeń, emocji i doświadczeń, które razem posplatane tworzą niepowtarzalną opowieść. Motywy proste i przyjemnie przewidywalne urozmaicają chwile niepewności. Sposób w jaki początkowe wybory wpłyną na końcowy efekt nie zawsze widoczny jest od razu. Mogą pojawiać się rozbieżności między rzeczywistym kolorem włóczki, a tym jak prezentował się na ekranie podczas dokonywania zakupu. Pewne niespodzianki mogą wystąpić nawet z przędzą, którą widziało się na żywo. Patrząc na układ kolorów ręcznie farbowanej wełny jeszcze nie wiadomo jak ułożą się te barwy w dzianinie. Podczas przewijania z precelka na motek już lepiej można sobie to wyobrazić, jednak nadal pozostaje zagadką jak ta kolorystyka będzie współgrać z wybranym wzorem.

Tak też było z włóczkami wybranymi na dwie dzianiny dla Kasi, letnią bluzkę i szal. Na bluzeczkę zamówiłam świetną gatunkowo bawełnę z kaszmirem, której kolor nieco odbiegał od wyobrażonego. Przez producenta nazwany został fuksją, lecz w rzeczywistości fuksja ta okazała się bardziej ciemną maliną, barwą ciekawą i piękną. O tej malinowej dzianinie napiszę następnym razem, w dzisiejszym poście przedstawię szal z wzorem ażurowym. Poszukiwanie włóczki w preferowanych przez Kasię odcieniach połączyłam z moimi pierwszymi targami włóczkowymi „Krakoski Yarnmark Wełny”. Były to więc emocje zwielokrotnione. Z tego co kupiłam wybór padł na ręcznie farbowaną wełnę merynosową od Madobo Yarn w kolorze „Chabry i maki”, której miałam dwa 400 gramowe motki. Ustaliłyśmy wcześniej, że będzie to szal ozdobiony wzorem ażurowym, takim jak zastosowany w chuście Ernesta wg projektu Anny Lipińskiej (klik).  Przygotowałam próbkę wzoru, by ażur nie był ani za luźny ani za ciasny idealne okazały się druty nr. 3,75, akurat mam takie z żyłką czerwoną jak maki, więc dobieram do nich markery chabrowe i fiołkowe 😉 Zabawa na całego, czysta przyjemność! Obliczam ilość oczek i motywów na pożądaną szerokość, rozpoczynam pracę, lecz po kilku powtórzeniach wzoru widzę, że wzór ażurowy może być słabo widoczny. Dotychczasowa ekscytacja nowym projektem i wspaniałą przędzą zamienia się w dylemat co dalej, zmienić włóczkę, wzór? Robię zdjęcie, żeby skonsultować to z Kasią, dla której ten szal powstaje. Jestem gotowa na zmianę koncepcji i poszukiwanie czegoś innego, ale gdy Kasia mówi, że jest dobrze wracam do miejsca, gdzie skończyłam i  dzieję dalej. Mimo wcześniejszych obaw okazuje się, że wzór dobrze widać, podkreślają go też ażurowe pasy łączące boczne części szala.

Gdy skończony szal rozkładam szal wysuszenia na plan dalszy odchodzą kwestie techniczne, pomiary, ilość oczek, rozmiar drutów. Mając przed sobą gotową rzecz już o tamtych sprawach nie myślę, raczej oceniam jego estetykę i funkcjonalność, a oprócz tego nasuwają mi się związane z tym projektem  wrażenia niematerialne.  

Praca nad tworzeniem dzianiny ma coś z tańca splatającego pewność tego, co dobrze znane z otwartością na nowe, ciekawością i radością. I tak jak taniec, który jest ruchem, to jednak nie sprowadza się do fizyczności, ważna jest ekspresja oraz chęć by za nią podążać, z jednego ruchu przechodzić do kolejnego i podobnie jest z rękodziełem.

Poniżej zamieszczam zdjęcia szala z Krakowem w tle zrobione w przeddzień wysłania przesyłki do Brukseli. I już dziś zapraszam do kolejnego wpisu na blogu, w którym pojawią się obydwie dzianiny sfotografowane na właścicielce.






























wtorek, 7 maja 2024

Kardigan Drift, a jakby serdak

Pisząc o swojej dziewiarskiej pasji mam świadomość, że to robienie na drutach, tak mi bliskie, tak bardzo moje, jest zarazem częścią czegoś znacznie większego, całej sieci powiązań z innymi, nie tylko z bliskimi, dla których dziergam, nie tylko ze znanymi mi dzisiaj pasjonatami tworzenia i noszenia  dzianin, ale też z przeszłością mniej lub bardziej odległą od dzisiejszych czasów i życiem pod wieloma względami niepodobnym do współczesnych realiów. A oczka prawe i lewe wciąż robi się podobnie jak robiło się kiedyś. Choć motywy mogły być zupełnie inne i to w obydwu znaczeniach słowa motywy, jako powtarzające się wzory na dzianinie i jako powody do działania. Dawniej częściej niż dziś była to potrzeba i konieczność, lecz patrząc na takie dawne prace można zachwycać się ich pięknem i misternym wykonaniem. Gdy pomyślę, że te dzieła powstawały często z niedostatku, z ograniczonych zasobów czuję jeszcze większy podziw i doceniam nasze obecne możliwości.

Cieszy mnie ogromnie rozkwit w obszarze związanym z rękodziełem, jest coraz więcej materiałów, włókien, narzędzi, wzorów, jest też coraz większa świadomość i szacunek do zasobów naturalnych. Dzierganie staje się coraz bardziej popularne. Obserwuję zmiany nawet na przestrzeni kilku lat. Jakiś czas temu wstąpiłam do osiedlowej pasmanterii chcąc kupić druty, nie było rozmiaru, którego potrzebowałam, zresztą wszystkie druty tam dostępne można było policzyć na palcach jednej ręki. Najciekawsza była jednak reakcja sprzedawczyni – „A któż to jeszcze robi na drutach w tych czasach”. Cóż, pani choć sporo młodsza ode mnie zachowywała się jakby była wyjęta z innych czasów. W niedługim czasie w okolicy powstały dwa całkiem przyzwoite miejsca, gdzie można kupić włóczki, druty a i o dzierganiu porozmawiać. Doczekałam się też włóczkowych targów w moim mieście i jestem przekonana, że będą kolejne.

Taki wzrost zainteresowania dziewiarstwem i rękodziełem wiąże się zapewne z możliwościami ekonomicznymi oraz technologicznymi, z rozprzestrzenianiem się w Internecie pięknie sfotografowanych prac zachęcających by samemu spróbować. Na pewno na mnie tak działa wypływający z ekranu strumień obrazów związanych z moją pasją. Mam jednak nieodparte wrażenie, że ten rozkwit dziewiarstwa wynika też z innych przyczyn, z uszanowania dorobku przeszłych pokoleń, chęci sięgania do korzeniu, docenienia tego choćby bardzo skromnego dziedzictwa, tego że ktoś nauczył nas robić oczka prawe i lewe… Bo przecież to wszystko nie zaczęło się od nas.

Niedawno doświadczyłam takiego poczucia powrotu do przeszłości podczas dziergania. Od paru lat najczęściej robię na okrągłych drutach, jeśli swetry to bezszwowe, bo tak najwygodniej. Mam też sporo drutów długich, prostych i  postanowiłam wydziergać sweter właśnie na takich drutach. Było to jak najbardziej uzasadnione, gdyż wybrany projekt składał się z części wykonywanych osobno i potem zszywanych. Więc i ta technika była jakby powrotem do dawnych czasów. Jakoś nie obawiałam się tego zszywania, postanowiłam tylko że postaram się zrobić to starannie, jeśli miałam jakiekolwiek obawy to były one dość typowe – czy wystarczy włóczki, ha. Dokupienie nie wchodziło w grę, bo sweter z włóczki nieznanej, z prutego innego swetra. Ale włóczki wystarczyło, moteczek malutki jeszcze został, więc miałam dobre przeczucie. Wcześniejsze wcielenie swetra wpadło w ręce mojej siostry, która kupiła go ze względu na piękny kolor i świetną jakościową wełnę. Jeszcze latem to sprułam, rozwinęłam, uprałam i znów zwinęłam, a jakoś w środku zimy poczułam że potrzebny mi ciepły, zapinany sweter. Wiedziałam z czego go zrobić! Skorzystałam z bezpłatnego wzoru Berroco Drift, robiłam na dość grubych drutach 4,5 a podział na mniejsze elementy dawał wrażenie szybszej pracy. Zszywanie zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie, wyszło ładnie, a poza tym jakby zdyscyplinowało fason dzianiny. Tak jak napisałam wcześniej ta zszywana forma i proste druty były dla mnie sentymentalną podróżą, zaś gdy po raz pierwszy przymierzyłam zszyty sweter i poczułam jego ciepło i taki przyjemny ciężar przypomniało mi się słowo „serdak” i kobiety z mojego dzieciństwa, mama, babcie, ciotki, sąsiadki.

Tylko, że serdak nie ma rękawów, to taka solidna kamizelka. Zrobię sobie na następną zimę. A tymczasem mam kardigan, jak się okazało nie tylko na zimę.















wtorek, 30 kwietnia 2024

Moje dziewiarskie abecadło. T jak targi

Tak, targi. Ten początek trochę trąci tłumaczeniem się, bowiem targowo dziewiarskich przygód nie zaznałam zbyt wiele. Obserwowane od dobrych paru lat relacje z Drutozlotów i podobnych imprez zawsze budziły we mnie dużo zainteresowania i chęć wzięcia udziału w takim wydarzeniu, jednak nie aż tak wielką, by zdecydować się na wyjazd. Aż wreszcie doczekałam się targów włóczkowych w moim mieście! W ubiegłą sobotę odbył się Krakoski Yarnmark Wełny.

Moje pierwsze targi włóczkowe i pierwsze takie targi w Krakowie wpisuję do dziewiarskiego abecadła krótką notatką. To były nie tylko targi, nie tylko spotkania, ale też prawdziwy pokaz rękodzieła. Cudownie było popatrzeć na te wszystkie skarby, wybierać, dotykać, kupować… I podziwiać wspaniałe dzianinowe ubrania pasjonatów dziewiarstwa. 

Dużo wrażeń, mało słów i jeszcze mniej zdjęć. 



 
Poniżej znaczna część moich zakupów, włóczki przeznaczone na prezenty pozostają na razie tajemnicą.  Dodatkiem do biletu wstępu był notes dziewiarski Dziergnik:-) 




piątek, 22 marca 2024

Miksowania marcowego ciąg dalszy😊

Pasja tworzenia dzianin to coś, co wciąga, porywa i unosi, rozwija fantazję a zarazem utwierdza w konkrecie, skłania by zgłębiać tajniki materii, rozpracowywać techniki, poznawać je i oswajać. To jakby dwa różne obszary, materialny i niematerialny, które wcale nie kłócą się z sobą, tylko pięknie splatają i przenikają.

Ostatnio siostra przypomniała mi o chuście, którą zrobiłam dla niej pięć lat temu. Pokazywałam ją w tym poście. Kasia nazwała ją chustą idealną - co do wielkości, grubości, ciepłoty, kolorystyki i kształtu, powiedziała też, że zawsze zabiera ją na wjazdy, bowiem sprawdza się zarówno w sytuacjach codziennych jaki i bardziej eleganckich, świetna do narzucenia na sukienkę gdy robi się trochę chłodno.

Chusta ta zachwyciła inną Kasię na tyle, że zrodził się pomysł nowej dzianiny. To właśnie taki moment pobudzający wyobraźnię. Gdy zaczynam zastanawiać nad nowym projektem, czuję, że porywa mnie samo myślenie o dobieraniu kolorów. Jakbym patrzyła na szklane naczynie z wodą, do którego wlewają się barwniki. Z ekscytacją i ciekawością obserwuję te widowiskowe obrazy i jednocześnie porównuję jak pasują do wizji, której szukam.

Dziś do garnca z marcowym miksowniem oprócz wspominania chusty sprzed kilku lat i fantazji o kolorach przyszłych projektów wrzucam też konkrety dzianinowe, dwie pary skarpet i ubiegłoroczny sweter zrobiony dla mojego męża. Sweter ten wciąż nie doczekał się zdjęć „naczłowieczych”. To piękne określenie zaczerpnęłam od Bokasi i dziwię się, że nie przyjęło się na dobre w dziewiarskim świecie i nie zastąpiło zwrotu „na ludziu”. Tu pozwolę sobie jeszcze na jedną dygresję językową. Coraz częściej słyszę, że coś się „zadziewa”. Wygląda na to, że to słowo się już przyjęło, ale jeśli tak, nie znaczy to jeszcze że jest obowiązkowe😉 Osobiście wolę jak coś się „wydarza”, w samym środku tego słowa jest dar, a dar możemy przyjąć, albo komuś ofiarować. Samo słowo wydarzenie kojarzy się z czymś istotnym, na pewno wartym naszej uwagi. A zadziewanie? Dla mnie słowo „zadziewa” nasuwa obraz zaciągającego się oczka w rajstopach, zaciągniętej nitki w delikatnej tkaninie czy dzianinie, czyli czegoś niepożądanego.

Wróćmy jednak do dzianin. Pewnego razu poznawszy nową metodę dziergania pięty, postanowiłam podzielić się z innymi moim wzorem, w którym oprócz tej nowej pięty wplotłam swoje ulubione motywy zaczerpnięte z natury,  stąd nazwa wzoru „Mech i motyle”. Okazało się, że łatwiej było mi zrobić skarpety niż opis ich wykonania, lecz cieszę się, że tego spróbowałam. 

Opis znajduje się pod tym linkiem

 Moim wzorem zainteresowała się Renata Witkowska - mistrzyni dziewiarskich opisów i zrobiła swoją wersję tych skarpet, którą pokazała na swoim blogu Dziergawki w tym poście. To dla mnie zupełnie nowe, wzruszające doświadczenie zobaczyć swój pomysł w wykonaniu innej osoby.

Dzięki bezcennym uwagom Reni naniosłam poprawki do istniejącego opisu, uświadomiłam sobie także, że sporym ograniczeniem wzoru jest tylko jedna opcja na grubszą włóczkę. Postanowiłam dodać opis na większą liczbę oczek, a żeby to zrobić wydziergałam kolejne skarpety. Jako że nie lubię zbyt dużej powtarzalności postanowiłam wprowadzić akcenty kolorystyczne.

Zrobiłam im zdjęcia na płasko i na nodze, ale nie mojej, to znaczy mojej, bo ją posiadam, czasem używam, lecz nie do chodzenia😉 W poprzednim poście pisałam o głowie, a dziś podobnej roli noga, nóżka w zasadzie, niezmiernie szczupła, wygięta stópka plastikowa, do prawdziwej mało podobna, ale pomocna jest gdy chce się pokazać piętę. 

Druga para skarpet to skarpetki dla mojego męża. Wykonałam je z posiadanych włóczek, dużą przyjemność sprawiło mi dobieranie kolorów i oczywiście dzierganie. Po raz drugi zrobiłam piętę typu bumerang, tym razem skorzystałam z opisu Bokasi. Jej pieczołowicie wykonane skarpetki kuszą misternymi detalami, mam zamiar wpleść w jakieś swoje skarpetki kliniki  z lewych oczek, ale to kiedyś.

Raglanowy sweter nazwałam ekspresowym bo zrobiłam go w szybkim tempie na grubych drutach, bez korzystania z żadnego wzoru, wykorzystując ulubione ściegi w prostym układzie.

A oto zdjęcia dzianin:






















poniedziałek, 11 marca 2024

Mix marcowy - sploty konkretów i sentymentów

Całkiem nowa czapka, chusta z ubiegłego roku oraz szal sprzed bodajże siedmiu lat – trzy różne dzianiny, każda wykonana z innej włóczki, z innego powodu, dla innej osoby, a jednak mają one wiele wspólnego. Poza prostym faktem, że zrobione na drutach, rzeczy te są połączone subtelnym spoiwem sentymentów i sympatii. Wszystkie trzy mają charakter prezentowy. Powstały one bez korzystania z gotowych projektów, w takich sytuacjach używa się określenia „pomysł z głowy”. Oznacza to wykorzystanie dotychczasowego doświadczenia, któremu czasem może towarzyszyć eksperymentowanie. To jest tak jak poruszanie się bez mapy po okolicy, w której kiedyś się już było, albo jak gotowanie na oko bez przepisu. Oprócz własnej wiedzy i umiejętności ważne jest też to, co przychodzi z zewnątrz, co inspiruje, co rozwija. To otwieranie się na nowe oraz poznawanie i docenianie tego, co powstało dawno temu. „Pomysł z głowy” przecież nie rodzi się z próżni. Myśl ta przyszła mi to głowy gdy akurat przeglądałam w Internecie… głowy. Podczas fotografowania czapki „na płasko” przez krótką chwilę miałam ochotę kupić sobie taką głowę, rekwizyt do eksponowania nakryć głowy i peruk. Widziałam głowy białe, czarne lub beżowe, wykonane z plastiku lub styropianu, a najbardziej spodobała mi się szklana, zainteresowała mnie nie tyle jako użyteczny przedmiot, co raczej obiekt  skłaniający do refleksji. Przezroczysta, pusta głowa, fascynująca abstrakcja! W kwestii fotografowania czapek postanowiłam jednak pozostać  przy moich dotychczasowych sposobach.

Szary berecik – pierwsza dzianina w dzisiejszym zestawie – to kolejna wersja lekkiego, cienkiego nakrycia głowy dla Weroniki. Zrobiłam ją z mieszanki bawełny z kaszmirem BC Garn Summer in Kashmir, w zasadzie odtwarzając kształt tej pierwszej czapki (pokazywałam ją w tym poście) jednak tym razem zastosowałam inny wzór.  Mogłabym podać ilość oczek, podać schemat wzoru, parametry włóczki, grubość drutów i oczywiście są to kluczowe kwestie techniczne, ale bardzo ważnym składnikiem tej konkretnej dzianiny jest też wspólny czas z siostrami, rozmowy, śmiech, przeglądanie inspiracji, wzorów, odbieganie od tematów i dotykanie istotnych spraw, docenianie bycia razem. Nie trzeba o tym opowiadać, ujmować w słowa, to się po prostu czuje, to się wie. A szara czapka tylko o tym przypomina.

Kolejną dzianiną jest chusta moja ulubiona, którą od ponad roku noszę bardzo często. Jest niewielka, a można dobrze otulić szyję i kark, dobrze wygląda też lekko narzucona, a poza tym bez trudu mieści się w torebce. Jest to zasługa tej skośnej formy, lecz za wygodą i konkretem jest też coś więcej, jest zachwyt pięknymi kolorami i radość z otrzymanego prezentu. Przepiękny motek włóczki Sesia Tintoretto sprezentowała mi u ubiegłym roku Monika. Dzierganie i patrzenie na te kolory było czystą radością, a noszenie chusty tylko to utrwalało i wciąż tak się dzieje. Ta cudna włóczka, mieszanka baby alpaki, wełny merino superfine i poliamidu okazała się bardzo miła w dotyku, ani trochę nie podgryzająca Po ponad roku noszenia moja chusta jakoś nie doczekała się specjalnej sesji plenerowej, ale przecież najważniejsze jest to, że bardzo lubię tę dzianinę, jej energetyczne kolory i wszystkie dobre skojarzenia z nią związane.

Nie przypadkiem do tego odcinka wplata się także szal sprzed dobrych paru lat. Dzianina szczególnie bliska memu sercu, choć wykonana nie dla mnie, a dla Pani Agnieszki. Po raz pierwszy kupiłam luksusową włóczkę Malabrigo lace w kolorze nazwanym Archangel. Ze wzruszeniem wspominam tamtą moją pracę. Szal ten zaprezentowałam (tu) w jednym z pierwszych postów mojego bloga w 2017 roku.  Dawne dzieje, sentymenty, było, minęło, ktoś mógłby powiedzieć. Aż tu nagle, zupełnie dla mnie niespodziewanie kilka tygodni temu trafiłam na zabłąkaną wiadomość z ubiegłego lata, której wcześniej nie odczytałam. Były w niej ciepłe słowa od Pani Agnieszki i zdjęcia do kolekcji dzianinowej. Moją reakcją było poczucie zaskoczenia, dezorientacji, zdziwienie jak to się mogło stać. Gdy już trochę ochłonęłam z szoku przeanalizowałam sytuację i okazało, się że data zgadza się z czasem, gdy miałam zawirowania z telefonem i nie tylko. Cała ta przygoda była niesamowitym doświadczeniem pozwalającym z większym dystansem spojrzeć na tę zależność od dostępu do Internetu. Jednak to, co było treścią wiadomości nie przepadło w żadnych wirtualnych niebytach, bowiem szal zrobiony dawno temu nadal jest noszony i dowodem są zdjęcia zrobione na tle kwitnącego ogródka.

Serce rośnie, nic dodać, nic ująć.














  




 


  






sobota, 17 lutego 2024

Lucy – sweterek ryżowy, raglanowy, ekspresowy.

Już na podstawie tytułu można całkiem sporo dowiedzieć się o projekcie "Lucy's sweater", że wykonany jest ściegiem ryżowym, ma raglanowy rękaw i powstaje w błyskawicznym, jak na sweter tempie. Poza tym, a może przede wszystkim, jest on bardzo wygodny, równie przyjemny w noszeniu jak i w dzierganiu. Prosty, uniwersalny fason zdobią ciekawe linie raglanu przypominające warkoczyki, które ciągną się aż do ściągaczy, tych na dole swetra i tych zamykających szerokie, luźne rękawy. Gdy zdecydowałam się na testowanie tego projektu dla Renaty Witkowskiej stanęłam przed wyzwaniem znalezienia odpowiedniej włóczki. Miała ona spełniać dwa kryteria, po pierwsze powinna pochodzić z moich zapasów, a po drugie musiała być przyjemna i niegryząca. W przypadku wykorzystywania włóczek z odzysku czy też włóczek już nieprodukowanych dochodzą jeszcze obawy czy aby wystarczy, ach ten smak ryzyka! Kwestia koloru też ma znaczenie, ale to jest u mnie jakby organiczne, po prostu robię to co mi się podoba😊

Przed rozpoczęciem pracy wybrałam trzy wersje kolorystyczne, każda w ilości „wystarczy na sweter”, myślę że nie ja jedna stosuję taką uproszczoną i jakże wymowną miarę. Podobały mi się wszystkie opcje, o wyborze miał zdecydować los, czyli wykonana próbka ściegu adekwatna do opisu. Okazało się jednak, że żadna z nich, mimo żonglowania rozmiarami drutów nie spełniała tego warunku, jedna wełenka dużo za gruba, dwie pozostałe trochę za cienkie, a że były cieniowane to nie chciałam z niczym łączyć, żeby nie przytłumić ich urody. W tej sytuacji zdecydowałam się na czwarte rozwiązanie, połączenie trzech różnych nitek w kolorze zgaszonego błękitu i jasnej szarości. Wykorzystałam włóczki Drops Nepal, Alize Artisan Supewash i Haapsalu Shawl Midara. Świetne są takie zestawienia różnych nitek, mam wrażenie, że dodają dzianinie głębi i oryginalności.

Sweterek robiłam dla siebie, tak dobierając rozmiar aby zachować zarówno trochę luzu przy ciele jak i swobodne wkładanie rękawów pod kurtkę i efekt ten udało mi się osiągnąć. Miałam na sobie tę dzianinę dwa razy,  w obu przypadkach były to bardzo miłe spotkania, co tylko utrwaliło pozytywne ważenia. W ubiegłym tygodniu sweterek podarowałam siostrzenicy, która ma kilka rozmiarów mniej niż ja, ale bardzo lubi luźne rzeczy. Aniela przepięknie wygląda w tych błękitnych szarościach, a jeśli chodzi o mnie zawsze mogę zrobić sobie taki sweterek, mam na niego bardzo dobry przepis😊 Z czego mógłby powstać jeszcze nie wiem, lecz wiem na pewno, to że nawet przy skrupulatnym podążaniu za opisem będzie to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Kolaż zdjęć testowanych wersji zamieszczony przez projektantkę na jej stronie Dziergawki świetnie ilustruje niepowtarzalność ręcznie wykonanych dzianin.