wtorek, 30 lipca 2024

Luz, bambus, kapelusz

Czasem się zdarza, że jakaś piosenka przyklei się do człowieka i dziwnie często nuci się jej melodię, odtwarza słowa, potem to ucicha, by nagle pojawić się znowu, jak zwyczajna oczywistość i niemal tak naturalnie jak oddech. Mam tak od wczoraj z piosenką Marka Grechuty do słów Ryszarda Krynickiego „Świat w obłokach”.  Chodzi za mną, gdy patrzę w niebo i gdy pochylam się do rzeczy przyziemnych, polubiłam jej towarzystwo, melodia, słowa i obrazy przenikają się i zmieniają się razem ze mną.

 „Świat wokół Ciebie się zmienia, zmieniają się pory roku” – tak, to przecież oczywistość, widzę to wszędzie wokół, czuję. Pierwszy żółty listek brzozy jak uśmiech z przyszłości, jak czułą i nieco melancholijną zapowiedź jesieni zobaczyłam jeszcze w maju. W czerwcu zaczęły czerwienić się jarzębinowe drzewa, dziś ich gałęzie uginają się od pięknych owoców, jedne bardziej pomarańczowe, na innych drzewach mocniej wysycone czerwienią. Dziś urzekły mnie kasztany, podsychają im liście, ale zielone kolczaste kule lada moment będą gotowe na rozpoczęcie roku szkolnego, na naszą radość początku, na przyjemność wspomnień. Te skojarzenia i obrazy zmierzają jakoś w kierunku jesieni, a przecież jeszcze lato trwa w najlepsze. Dzięki słowom tej piosenki trochę bujam w obłokach, ale też przypominam sobie, że warto pokazać letnie dzianiny póki jeszcze lato.

I tak oto przechodzę w konkret dzianinowy, dziś mam do pokazania szydełkowy kapelusz z rafii oraz bluzkę z bambusowej włóczki.

Kapelusz zaczęłam w drodze nad morze, po dwóch dniach był już gotowy. Robiłam na oko, przymierzając w trakcie pracy. Zależało mi na tym, by nie był ani za luźny ani za ciasny, żeby po prostu był wygodny i spełniał swoją funkcję ochrony przed słońcem. Kapelusze takie duże rożne miałam, lecz jakoś nie sprawdziły się w codziennym użytkowaniu, a ten, który tego lata zrobiłam – owszem. Zrobiłam go z niecałego motka raffi Ispie w kolorze light gray. Noszę go często, do bardzo wielu rzeczy mi pasuje.

 Bluzkę zrobiłam jeszcze w kwietniu i często w niej chodziłam. Od pierwszego prania – blokowania dzianina ta jakby się powiększała, a w trakcie noszenia poszerzała się jeszcze.  Gdy moje dzieci były małe bardzo lubiłam ubranka, które „rosły razem z dzieckiem”, nie wiem na czym to polegało, ale na każdym etapie te rzeczy dobrze pasowały. Bambusowa dzianina w moim wykonaniu posunęła się jeszcze dalej,  bo poszerzyła się jeszcze przed pierwszym ubraniem, potem jeszcze trochę, na szczęście po drugim praniu zauważyłam, że już przestała rosnąć. Wciąż w niej chodzę i bardzo ją lubię, choć odbiegła od mojego zamysłu.  I lubię ją nawet za tę lekcję pokory, jaką mi dała. Kiedyś dawno temu, gdy jeszcze nie dokumentowałam swoich prac  kupiłam cienką bambusową włóczkę Nako w kolorze szarym, i zrobiłam z niej letnią, ażurową narzutkę. Tamta dzianina w trakcie noszenia poszerzyła się chyba czterokrotnie, i choć miała rękawy dużym wyzwaniem było narzucić ją tak, aby nie spadła. Pracy z tamtą przędzą też nie wspominam dobrze, toteż przez wiele lat nawet nie brałam pod uwagę bambusowych włóczek. Kiedy zobaczyłam ten zachwycający kolor koralowy Bamboo Queen Performance dokładnie taki, jakiego potrzebowałam nie wahałam się ani chwili. Pomyślałam czas mija, zmieniają się włóczki, ale i ja się zmieniam, jestem już biegłą dziewiarką. Ha, a tu pstryczek w nos, nie wszystko wyjdzie ci tak jak chcesz. No przecież wiem, doświadczam tego przy okazji prawie każdej robótki, ale przyjmuję te lekcje pokory z otwartością i dystansem, praca z dzianiną tak wiele mnie uczy, choć czasem jest jak wiedza tajemna, czasem jak fantasmagoria…. Ale tylko czasem, najczęściej bowiem jest to wspaniałe połączenie przyziemności konkretu z bujaniem w obłokach, z marzeniami….

















 

piątek, 19 lipca 2024

Krótko o długiej historii

Długo powstawała ta dzianina, jeśli liczyć także sam pomysł, pierwsze rozmowy i decyzję, że zrealizuję wizję Ani to trzeba by się cofnąć do ubiegłego roku. Choć można  ustalić taki punkt na linii czasu, to i tak zaraz wokół niego pojawiają się inne punkty, wskazujące na to, że nic nie jest przypadkowe, ani w nowych. ani w powtarzających się sytuacjach, w spotkaniach z ludźmi, w naszych wyborach.  

Dostrzegając ciekawe sieci powiązań i doceniając łączące nas nici porozumienia zadaję sobie pytanie jak tak szeroki temat zamknąć w kilku czy choćby kilkunastu zdaniach. Odpowiedź przychodzi natychmiast, niemal czuję jak spod klawiatury wyskakują słowa „po co zamykać”, wyłaniają się jak oczka spod drutów i widzę że to ma sens.

Przez wiele tygodni towarzyszą mi te szarości i błękity, dużo się dzieje i wszystko ma znaczenie, wybór kolorów i inne wybory, rozmowy, spotkania. Mimo wcześniejszych ustaleń, że gładko i bez wzoru decyduję się na zmiany, czując że z warkoczami będzie lepiej, potem pierwsza decydująca przymiarka i ta cudowna ulga, że jest dobrze, jedziemy dalej, choć każde okrążenie coraz szersze. Kolejny raz zmieniam wizję, tworząc coś na kształt rękawa, mam świadomość że przecież nie dla siebie robię, ale dzianina podpowiada mi coś innego, więc mówię do Ani, słuchaj zrobię inaczej, potem ewentualnie zmienię – z odpowiedzią „zdaję się na ciebie” dostaję wiatru w skrzydła. Tak działa zaufanie.

Ponczo skończyłam już miesiąc temu, ale dopiero teraz mogłam spotkać się z Anią. Wcześniej planowałam zrobić sesję zdjęciową na tle miejskich szarości i grafitów, wypatrzyłam nawet ciekawe miejsca, jednak nie zdążyłam tam dotrzeć, zabrałam więc tę dzianinę nad morze. Kolorystycznie bardzo harmonijnie się to zgrało, choć i tak najważniejsze jest dopasowanie barw do urody i upodobań Ani, żadna z nas nie ma najmniejszych wątpliwości, że był to świetny wybór.

Gdybym najkrócej jak się da miała opisać pracę nad tym projektem ujęłabym to w dwóch słowach – rozmach i skupienie. Te same dwa słowa kojarzą mi się ze spacerem po bałtyckiej plaży. 













piątek, 5 lipca 2024

Czy to za późno czy za wcześnie?

Tego roku wcześniej przyszła wiosna, a za nią z rozpędu lato, rozrosło się, rozwinęło i można odnieść wrażenie, że tą bujnością zaczęło przenikać w inne obszary życia. Gdzie się człowiek nie odwróci, coś przyciąga, zaprasza na spotkanie, zachęca do działania, a tu jeszcze uwagę przyciągają motyle, kwiaty i trawy. Cudowne jest lato, tyle okazji do zachwytu, po prostu poezja! I oczywiście jest też proza, konkret, codzienne zadania. Harmonijne łączenie jednego z drugim jest sztuką, której się uczę ciągle od nowa. Zawężając już temat do kwestii dzianinowych, bo przecież o tym jest ten blog – dzieje się intensywnie i bujnie. To co skończone mam sfotografowane, na drutach też coś, jak zawsze, a w głowie kiełkują kolejne pomysły. Jako że ostatnio bardzo niewiele czasu spędzam przed ekranem to nie zajmowałam się blogiem, a zdjęć moich letnich dzianin to nawet jeszcze nie obejrzałam, zostawiając to na wolną chwilę. Wyjątkiem są zdjęcia skarpet „Mirror hearts socks”. Mozaikowe skarpetki w serduszka zaprojektowane przez Renatę Witkowską wykonałam w ramach testu, a zdjęcia przygotowałam wcześniej i zamieściłam na Ravelry. W dniu publikacji wzoru byłam na wakacjach, miałam zamiar pokazać swoją wersję zaraz po powrocie, ale zajęło mi to trochę dłużej. Czy jest już za późno? Nie jest za późno. Tak jak w piosence „Starego Dobrego Małżeństwa”, chodzi za mną ostatnio ten utwór i kilka innych, niesłuchanych od lat, a odświeżonych podczas podróży samochodem. Zatem nie jest za późno, ale z drugiej strony czy nie jest za wcześnie na ciepłe wełniane skarpety? I tu odpowiedź jest taka sama. Nie jest za wcześnie. I nie jest nawet za gorąco, zdjęcia robiliśmy w upalny Dzień Dziecka, starałam się by uwinąć się szybko, bo trochę obawiałam się, że to może być tortura dla Karola, ale te skarpetki tak mu się spodobały, że chciał wracać w nich do domu. Teraz Karol jest na wakacjach i gdy wczoraj dostałam kolejny filmik z dedykacją dla mnie, jak Karol zjeżdża na zjeżdżalni i pierwsze z tuby wyłaniają się jego stópki to potraktowałam to jako motywację by jednak znaleźć chwilę, usiąść przed komputerem i opublikować post z jego skarpetkami.

Opis wzoru na te skarpety jest perfekcyjny i uniwersalny, można go idealnie dopasować do stopy,  przyznam że nigdy wcześniej nie przygotowywałam tak dokładnych pomiarów. I choć zdecydowałam się na nieco większy rozmiar, bo dzieci szybko rosną i do zimy noga może być już większa, lecz nawet teraz widać że te skarpety są świetnie dopasowane do kształtu stopy. Starannie opracowany wzór mozaikowych serc uwzględnia nawet rozróżnienie na stopę prawą i lewą.

Ja mam za sobą test dziewiarski, pracę pod okiem Reni, w przemiłym towarzystwie innych testerek i jestem Wam wdzięczna za to dobre doświadczenie. A Karol ma przed sobą jeszcze dużo letnich zabaw z gołymi stopami, a gdy nastaną chłodniejsze dni to skarpetki będą jak znalazł.