Pasja tworzenia dzianin to coś, co wciąga, porywa i unosi, rozwija fantazję a zarazem utwierdza w konkrecie, skłania by zgłębiać tajniki materii, rozpracowywać techniki, poznawać je i oswajać. To jakby dwa różne obszary, materialny i niematerialny, które wcale nie kłócą się z sobą, tylko pięknie splatają i przenikają.
Ostatnio siostra przypomniała mi o chuście, którą zrobiłam dla niej pięć lat temu. Pokazywałam ją w tym poście. Kasia nazwała ją chustą idealną - co do wielkości, grubości, ciepłoty, kolorystyki i kształtu, powiedziała też, że zawsze zabiera ją na wjazdy, bowiem sprawdza się zarówno w sytuacjach codziennych jaki i bardziej eleganckich, świetna do narzucenia na sukienkę gdy robi się trochę chłodno.
Chusta ta zachwyciła inną Kasię
na tyle, że zrodził się pomysł nowej dzianiny. To właśnie taki moment
pobudzający wyobraźnię. Gdy zaczynam zastanawiać nad nowym projektem, czuję, że
porywa mnie samo myślenie o dobieraniu kolorów. Jakbym patrzyła na szklane
naczynie z wodą, do którego wlewają się barwniki. Z ekscytacją i ciekawością
obserwuję te widowiskowe obrazy i jednocześnie porównuję jak pasują do wizji,
której szukam.
Dziś do garnca z marcowym miksowniem
oprócz wspominania chusty sprzed kilku lat i fantazji o kolorach przyszłych
projektów wrzucam też konkrety dzianinowe, dwie pary skarpet i ubiegłoroczny
sweter zrobiony dla mojego męża. Sweter ten wciąż nie doczekał się zdjęć „naczłowieczych”.
To piękne określenie zaczerpnęłam od Bokasi i dziwię się, że nie przyjęło się
na dobre w dziewiarskim świecie i nie zastąpiło zwrotu „na ludziu”. Tu pozwolę
sobie jeszcze na jedną dygresję językową. Coraz częściej słyszę, że coś się
„zadziewa”. Wygląda na to, że to słowo się już przyjęło, ale jeśli tak, nie
znaczy to jeszcze że jest obowiązkowe😉 Osobiście wolę jak coś się „wydarza”, w
samym środku tego słowa jest dar, a dar możemy przyjąć, albo komuś ofiarować. Samo
słowo wydarzenie kojarzy się z czymś istotnym, na pewno wartym naszej uwagi. A
zadziewanie? Dla mnie słowo „zadziewa” nasuwa obraz zaciągającego się oczka w
rajstopach, zaciągniętej nitki w delikatnej tkaninie czy dzianinie, czyli
czegoś niepożądanego.
Wróćmy jednak do dzianin. Pewnego razu poznawszy nową metodę dziergania pięty, postanowiłam podzielić się z innymi moim wzorem, w którym oprócz tej nowej pięty wplotłam swoje ulubione motywy zaczerpnięte z natury, stąd nazwa wzoru „Mech i motyle”. Okazało się, że łatwiej było mi zrobić skarpety niż opis ich wykonania, lecz cieszę się, że tego spróbowałam.
Opis znajduje się pod tym linkiem.
Moim wzorem zainteresowała
się Renata Witkowska - mistrzyni dziewiarskich opisów i zrobiła swoją wersję
tych skarpet, którą pokazała na swoim blogu Dziergawki w tym poście. To dla
mnie zupełnie nowe, wzruszające doświadczenie zobaczyć swój pomysł w wykonaniu
innej osoby.
Dzięki bezcennym uwagom Reni naniosłam
poprawki do istniejącego opisu, uświadomiłam sobie także, że sporym
ograniczeniem wzoru jest tylko jedna opcja na grubszą włóczkę. Postanowiłam
dodać opis na większą liczbę oczek, a żeby to zrobić wydziergałam kolejne
skarpety. Jako że nie lubię zbyt dużej powtarzalności postanowiłam wprowadzić
akcenty kolorystyczne.
Zrobiłam im zdjęcia na płasko i na nodze, ale nie mojej, to znaczy mojej, bo ją posiadam, czasem używam, lecz nie do chodzenia😉 W poprzednim poście pisałam o głowie, a dziś podobnej roli noga, nóżka w zasadzie, niezmiernie szczupła, wygięta stópka plastikowa, do prawdziwej mało podobna, ale pomocna jest gdy chce się pokazać piętę.
Druga para skarpet to skarpetki dla
mojego męża. Wykonałam je z posiadanych włóczek, dużą przyjemność sprawiło mi
dobieranie kolorów i oczywiście dzierganie. Po raz drugi zrobiłam piętę typu
bumerang, tym razem skorzystałam z opisu Bokasi. Jej pieczołowicie wykonane
skarpetki kuszą misternymi detalami, mam zamiar wpleść w jakieś swoje skarpetki
kliniki z lewych oczek, ale to kiedyś.
Raglanowy sweter nazwałam
ekspresowym bo zrobiłam go w szybkim tempie na grubych drutach, bez korzystania
z żadnego wzoru, wykorzystując ulubione ściegi w prostym układzie.
A oto zdjęcia dzianin: