Co jest ważniejsze – warsztat czy wystawa? Kiedyś usłyszałam takie zdanie w odniesieniu do kuchni, w której dużo się gotuje i porównywaniu jej z nieskazitelnie czystymi, niemal pustymi wnętrzami prezentowanymi w pismach dla kobiet. I choć było to wiele lat temu, zanim jeszcze zadomowiliśmy się w mediach społecznościowych, wciąż wydaje mi się ważne i bardzo pomocne to rozróżnienie na warsztat i wystawę.
We włóczkowej pasji nie wyznaję
wyższości żadnego z nich, wszak wiem, że wzajemnie się wzmacniają, więc i jedno
i drugie jest ważne. Wypracowana, wyjątkowa dzianina zasługuje by ją
„wystawić”, lecz niewyraźne zdjęcie niewiele pokaże, nie wydobędzie jej
walorów. I vice versa – wspaniałe zdjęcia
bez włożonej weń treści, bez warsztatu właśnie – nie będą dobrą wystawą
włóczkowych wytworów. Warto więc wiedzieć więcej o jednym i drugim, by mieć
jakieś władanie nad własnym włóczkowym wszechświatem.
Dziś opowiem jak to wygląda u
mnie, jak widzę warsztat i jak wyobrażam sobie wystawę oraz wyjawię własny sposób ogarniania włóczkowych
projektów.
Warsztatu rozumianego jako
wyodrębnione wnętrze wprawdzie nie posiadam w swoich włościach, ale chyba
jednak nie jest to cała prawda. Wciąż wyczuwam, jak w moje włókna nerwowe
wplatają się wizje wzorów, wypełniają wyobraźnię i wreszcie wynurzają,
wyrastają jak witki, jak włóczki, wypełniają wnętrze mieszkania, wpycham je we
wnęki, ale one są wszędobylskie. Wtedy wmawiam im, że winny być bardziej
wsobne, a one nie, bo wolą być na wierzchu, nie wierzą w wypłowiałe „siedź w
kącie a znajdą cię”. Do włóczek będę jeszcze wracać, i to wielokrotnie, a teraz
chcę wsłuchać się w słowo „warsztat”, skojarzone z dziewiarską pasją ma dobry
wydźwięk, wyczuwam w nim energię, stanowczość i rzeczowość. Warsztat to nie
tylko konkretne miejsce, ale także wyposażenie, jakże ważne do wykonywania
rękodzieła, zarówno fizyczne przedmioty, narzędzia i akcesoria jak i
umiejętności, techniki, wiedza oraz doświadczenie. Rzeczy wystarczy kupić, a
wybór wcale nie jest prosty, bo wypadałoby wiedzieć co warto mieć, do czego
będzie się to wykorzystywać, jakie się ma wymagania.
W tym drugim aspekcie wzbogacanie
się warsztatowe wymaga więcej zachodu, więcej czasu. Ktoś mógłby powiedzieć, że
manualne zdolności są wrodzone, wyssane z mlekiem matki czy wyniesione z domu. Nawet
jeśli tak jest, to ta pasja wymaga wprowadzenia we własne życie i wiecznego
wzmacniania, (nikt z zewnątrz tego nie wymaga, to ona sama tak wciąga, wchodzi
w krew). Wraz z wyplataniem wzorów wyrabia
się większa wprawa, a pasja wciąż wzrasta i wcale z wiekiem nie wygasa. W wyniku
wymuszonego wirem spraw czy wypadków wyeliminowania jej z codzienności staje
się wielce wytęskniona i wyczekiwana. Czasem wystarczy jednak czyjeś
westchnienie, by wrócić do wykorzystania swojej pasji, do wplatania jej w
życie. Gdy wreszcie wyrób włóczkowy jest wykonany można wystawić go na widok: własny,
właściciela dzianiny i w ogóle wszem i wobec. Wcześniej też można, nawet na
etapie samego widoku włóczki, gdy nie wiadomo jeszcze co z niej wykreować,
jakie wykorzystać wzory, albo gdy wizji jest zbyt wiele, a nie są to wcale rzadkie wypadki😉Weźmy jednak wersję prostą, gdy najpierw we
własnym warsztacie wykonuję dzianinę, a gdy skończę, pokazuję, nie wcześniej. I
nawet wtedy, wiele wcześniej zanim skończę to wplatam w tę dzianinę plany
fotograficzne, zastanawiam się czy wchodzi w grę wyjście w plener, wyobrażam
sobie jakie tło, myślę o detalach wartych wyeksponowania. Wychodzi więc na to,
że i wystawa wymaga warsztatu i wyobraźni. Choć rozróżniam warsztat i wystawę to nie
traktuję ich jako całkiem osobnych, wyodrębnionych warstw. Wynika z tego taki
wniosek, że wszystko to jest wymieszane, jak włókna wplecione w siebie nawzajem.
By nie poprzestawać na samych wynurzeniach ani ich nie wydłużać przedstawię Wam
niedawno odkryty sposób na ogarnianie właśnie wykonywanych projektów. Dotyczy
on sytuacji gdy na drutach jest ich więcej niż jeden, albo gdy się zazębiają. Jest
to forma organizowania rzeczy i pomysłów, właściwie to stosowałam ją wcześniej,
ale tylko momentami, teraz zamieniłam to na zasadę. Co to za wynalazek, jeśli można
się tak wyrazić? To po prostu wyznaczony dla konkretnego pomysłu pojemnik,
worek, koszyk albo pudełko. Niby nic nowego, kosze, koszyczki, miseczki czy torby
na robótkę to elementarne wyposażenie dziewiarskie. Chodzi o to, że każdy
rozpoczęty czy nawet planowany projekt umieszczam osobno, jest tam włóczka, wydrukowane
wzory, wykorzystywane gadżety. Gdy rzecz jest skończona druty i wszystkie
akcesoria wracają na swoje miejsca, zwijam resztki włóczek. Jeśli wiem, że na
pewno będę niedługo robiła mitenki, a waham się co do wersji kolorystycznej, to
te, które wchodzą w grę wkładam do pojemnika i mam je na widoku. Jeśli wypada mi
wyjazd, wyjmuję tylko jeden motek i robótkę, cała reszta zostaje. Taki system
jest dla mnie ułatwieniem, porządkuje to co się dzieje, nie plączą się nitki,
nie mieszają akcesoria dziewiarskie. Bardzo ważne jest też takie zamknięcie projektu
i zrobienie porządku i … miejsca na nowe pomysły. Możliwe, że jest to jakaś oczywistość
dla wielu osób, które tak jak ja najchętniej mają jednocześnie trzy rzeczy na
drutach, ale ja wypracowałam to sobie niedawno i odkąd wprowadziłam w życie czuję
zmianę na lepsze, więc może jest ktoś kto też skorzysta.
Przechodząc do części
dzianinowych konkretów, bohaterem dzisiejszego odcinka jest wymarzony przez
Kingę kot Pusheen na szaliku wykończonym włochatą włóczką i frędzlami. Na wstępie,
zgodnie z opisanym wyżej wynalazkiem do jednego z większych koszyków włożyłam rysunek,
pasujące włóczki, tę potrzebną do wykonania szalika oraz kolorowe moteczki do
wyszywania Pusheena, na srebrny róg jednorożca znalazłam nawet srebrną włóczkę
z cekinami. Była to okazja by wykorzystać różne techniki, sprawdzić swój
warsztat zarówno pod kątem wyposażenia jak i umiejętności, no cóż nie wzniosłam
się na wyżyny wyszywania. Techniki testowałam w trakcie pracy, największym wyzwaniem
było dla mnie wyhaftowanie pusheenowego wizerunku z obu stron tak, aby nie było
widać węzełków i ani końcówek włóczki.
Ważne, a nawet najważniejsze jest
to, że wnuczka jest wielce zadowolona. Przyznam jednak, że teraz podeszłaby do
tematu całkiem inaczej, ale właśnie na tym polega rozwijanie warsztatu:-)
Udało mi sie dzisiaj tu wpisać 😂 zawsze z linka na fB jak wchodzę to jestem anonimowa. Wiec spróbowałam dzis inaczej. Ważne ze sie udało . Bardzo lubie czytać te twoje przemyślenia. Powiem ze ja nadal nie mamm swojego kącika dziewiarskiego , choc mogłabym zagospodarować jeden z pustych pokoi . Postawić tam pudełko jedno albo dwa z wloczkami, półeczkę z wzorami 🤔 byłoby latwiej. Nadal jednak trzymam wloczki w kanapie co malo wygodne jest , ech. Na swoje usprawiedliwienie mam to ,ze nie lubie biegać po schodach bo pokoik na gorze sie znajduje 😅 Moze twoj post mnie zmotywuje do zmian 🤔 . Szaliczek wyszedł ci bardzo fajnie , No i najwazniejsze , ze wnusia zadowolona 😁
OdpowiedzUsuńAniu, jak miło Cię widzieć:-) Cieszę się, że udało Ci się znaleźć sposób. To jest chyba tydzień sprzyjający dobrym zmianom, u mnie pojawiło się kilka fajnych rzeczy, min. udało mi się z jedną techniczną kwestią. Nasza pasja ma to do siebie, że jest mobilna, bierzesz druty, motek i nie musisz być związana z miejscem tak jak maszyną do szycia, można mieć robótkę w kuchni i w każdym pokoju, w samochodzie i w ogrodzie (nawet się zrymowało;-) To jest wielki plus, ale z drugiej strony to trochę rozsiewa się te swoje rzeczy, a sprzątając mieszkanie można zrobić bałagan dziewiarski. Odkąd zastosowałam ten patent nie mieszają mi się druty, pozaczynane prace czy pootwierane magazyny. Jak np. szukam wzoru ażurowego i znajduję parę różnych inspiracji w moich gazetkach to po prostu czekają one razem w jednym miejscu i jak znów siadam do tematu nawet jak mam mało czasu to szybciej mi w to wejść niż gdybym od początku znów przeszukiwała wszystkiego. Ciekawa jestem czy u Ciebie się sprawdzi takie podejście. Pozdrawiam ciepło:-)
UsuńWarsztat zawsze, czy to ska webinar z możliwością zadawania pytań czy typowy workshop czyli praca z kimś bardziej profesjonalnym. Wystawy chrzanie, lubię chodzić i oglądać, ale swoje trzymam tylko dla bliskiego kręgu 😅 tutaj też niewielki krąg. Kotek cudny 😻
OdpowiedzUsuńDobra wystawa nie jest zła;-) Twój komentarz nasunął mi skojarzenie z dawnych lat, kiedy na wystawie sklepowej w butelce na mleko zobaczyłam wsypany grysik, który pod wpływem czasu i słońca nabrał żółtego koloru, taka atrapa miała swoje uzasadnienie. Teraz też bywają warsztaty, które niekoniecznie czegoś nauczą i eksperci eksponujący samych siebie i wystawy też przeróżne:-)
UsuńPodziwiam u Ciebie takie poukładanie, mimo, a może właśnie z powodu, kilku rozpoczętych projektów. Ja chociaż praktycznie zawsze mam tylko jedną dzianinę na drutach, to chaos wokół mnie jest dość spory. Złości mnie to, ale i tak wolę usiąść do przerabiania oczek, niż do porządkowania włóczek, drutów i notatek po poprzednich projektach. Robię to spontanicznie, gdy zbliża się masa krytyczna;-)
OdpowiedzUsuńTotalnie nie jestem w temacie współczesnych dziecięcych bohaterów bajek, ale zadowolonie wnuczki warte jest każdej sekundy poświęconej pracy nad szaliczkiem.
Wow, haft dwustronny, rewelacja!
Ten mój nowy system rozdzielania projektów jest właśnie sposobem na radzenie sobie z chaosem, który siłą rzeczy powstaje podczas pracy, w jedno miejsce wpadają używane druty, banderolki, markery, zapiski, a porządkowanie włóczek i notatek po jednej skończonej rzeczy jest o wiele łatwiejsze niż przy zabieraniu się za całokształt. Stosuję to od niedawna, ale już widzę różnicę jak fajnie mi to porządkuje, choć nie jest to idealne poukładanie.
UsuńPozdrawiam ciepło:-)
Ależ to "baaardzo" pożyteczny, nam dziewiarkom, post. Po przeczytaniu nie można nie zanurzyć się w rozmyślaniach, a jak jest u mnie, czy nie trzeba czegoś zmienić. O warsztacie całkowicie się zgadzam. Nie umiem mieć kilku projektów na drutach jednocześnie, więc raczej nie mam problemu z drutami i włóczką. A wystawa jest bardzo ważna dla twórcy, szczególnie kiedy ktoś inny demonstruje nasze udziergi, zbiera pochwały i w czas nam przekazuje. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCieszę się z pożyteczności tego posta, że właśnie tak go odebrałaś, że skłania do zastanowienia jak to u mnie. Jeśli wprowadza się jakieś zmiany to najważniejsze, żeby były zgodne z nami, z naszym stylem pracy, z naszymi potrzebami i możliwościami a nie pod wpływem presji czy obowiązkowego trendu. U mnie akurat zawsze jest więcej niż jedna rzecz na drutach, ale nie plączą mi się ani włóczki ani wydruki bo znalazłam na to system. U Ciebie spodobał mi się przezroczysty pojemnik na włóczki i to dużej wielkości.
UsuńPozdrawiam ciepło:-)
Świetne wykonanie! Sporo pracy widać w tych pracach! Super!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie:-)
Usuń