Byłam w trakcie pracy nad bardzo wymagającym sweterkiem, następną większą dzianiną miała być chusta. Obydwie rzeczy ważne, absorbujące, ciekawe i zupełnie nie kwalifikujące się jako „robótka podróżna”, toteż wyjeżdżając na kilka dni te ambitne projekty zostawiłam w domu. Uznałam, że przerwa dobrze mi i im zrobi. Ale co w takim razie zabrać na drogę? Tyle kolorowych motków tylko czeka na taką okazję, zwłaszcza włóczki skarpetkowe kuszące kolorami i wizją wygodnej niewielkiej rozmiarowo robótki. Jednak bardziej niż uroku nowości potrzebowałam zdystansowania się do swoich wielu czekających pomysłów i narzucenia na druty czegoś, do czego będę miała głębokie przekonanie, że właśnie to chcę zrobić. Tym czymś okazała się zaplanowana już trzy lata temu dzianina z włóczki z odzysku. Nie przeszkadzało mi zupełnie, ani to, że były to niemałe motki, ani niepewność czy wystarczy włóczki. Wystarczyło dobrze się przygotować. Najpierw zważyłam kłębki wszystkie razem i każdy osobno, podpisałam, do podręcznej kosmetyczki włożyłam jeden motek, druty i potrzebne akcesoria do większej resztę włóczki. Chwile z drutami były bardzo przyjemne, może z powodów o których pisałam wcześniej, takiego przekonania i przygotowania, a może po prostu dlatego, że to lubię. Nie za wiele zrobiłam w ciągu tych kilku dni, lecz przecież nie o efektywność dziewiarską chodziło😊
Spędziliśmy kilka dni w przepięknej
Pradze, w słowie „spędziliśmy” ukryty jest „pęd”, cóż nie ukrywam że nasze nogi
też to odczuły, choć tak naprawdę zachowywały się jak uskrzydlone i jakby same
chciały pójść i tu i tam, gdzie tyle piękna i moc wrażeń. Każdą chwilę zachwytu
chciałoby się wydłużyć, zatrzymać, dobrze, że robiło się zdjęcia, i dobrze że
się do nich wraca. Bezpośredni kontakt z praskimi cudami był jak nagłe olśnienie,
eksplozja zachwytu, a ponowne przypominanie sobie sprawia że wrażenia nie blakną,
nie płowieją jak dzianina wystawiona na słońce i deszcz. Nawet jeśli zdjęcia nie
są doskonałe to i tak utrwalają zauważone obrazy, są jak odżywka dzięki której rosną
„pędy” inspiracji architekturą, sztuką, przypominają się obłędnie piękne zestawienia
barw witraży, fresków, świateł, formy kamienne, roślinne, dawne i współczesne.
I oczywiście twarze - ludzkie i boskie i bajkowe, na średnio- i - różnowiecznych
malowidłach, na posągach, na mostach, w metrze… Lecz czas wracać do tu i teraz
i odpowiedzieć na pytanie jak to się ma do tematyki bloga mottozmotka. Nie nosiłam
z sobą drutów w Pradze, nie przywiozłam też stamtąd żadnych materialnych pamiątek dziewiarskich.
Pewnie gdybym na trasie trafiła do sklepu włóczkowego nie wróciłabym z pustymi
rękami, a gdyby sklep był zamknięty to pewnie zrobiłabym sobie tam zdjęcie, ale
takiej sytuacji nie było. Wcale nad tym nie ubolewam, bo ten wyjazd nie był
ekspedycją dziewiarską. Przyznam jednak, że w jednym miejscu będącym po połączeniem
kawiarni i kiosku z prasą nawet rozglądałam się za branżowymi pismami, ale
niczego nie takiego wypatrzyłam, za to moją uwagę przykuł leżący w wygodnej
pozycji Faraon Bolesława Prusa😉
Choć nie kupiłam żadnej włóczki ani czasopisma, to spotkało mnie tam piękne dziewiarskie zaskoczenie. Wchodząc na zamek w Wyszehradzie w jednym z zabudowań zobaczyłam w oknach prace plastyczne wykonane wieloma technikami, szczególną uwagę zwróciłam na słoje z resztkami włóczek, w zupełnie nieprzypadkowych i miłych dla oka kolorach. Po paru godzinach spędzonych na tym malowniczym wzgórzu, z pięknym kościołem, niezwykłym cmentarzem i parkiem, gdy czułam że już jestem wysycona wrażeniami i potrzebowałam odpocząć nagle zobaczyłam na murach dzianiny. Niemało. Niebywałe. Nieoczywiste. Niesamowite. Zaskoczenie i zachwyt sprawiły że poczułam jakby przybyło mi sił. Zresztą zobaczcie sami, czyż to nie jest wspaniałe! Te wszystkie kwiaty, postaci, pojazdy zwierzęta, lis wychodzący z nory z rękawa i ta szpica z ogrodzenia tak naturalny sposób wpleciona kompozycję jako czubek wieży. Jak potem sprawdziłam Indigo Kids jest anglojęzycznym przedszkolem (materska skola) stawiającym na rozwój indywidualny i kreatywność dzieci. No proszę! Zaczęłam ten post od dwóch zamówionych dzianin, które odłożyłam wyjeżdżając do Pragi pod koniec marca. Dziś, gdy obydwie są już skończone, wysłane i mają zrobionych trochę zdjęć mogę znów je zostawić i ponownie wrócić do Pragi moich wspomnieniach i na zdjęciach.
Poniżej już nie dziewiarska, lecz książkowa niespodzianka:
A tak przygotowywałam "bułeczki" na drogę😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz