Rozmaitość rękodzielniczych rozrywek rozprzestrzenia się na różne rejony, a rozpoczyna się od nabrania oczek, od jednego rządka, potem kolejnego. Relaksujące robienie na drutach, rytmiczne ruchy rąk, rozluźnienie, rozmyślanie… a czasem rozkojarzenie, jakiś błąd w rozliczeniach, rozczarowanie i chęć zmiany rutyny.
Równocześnie rozrywka i rozwój –
oto czym jest dla mnie rękodzieło. Różnimy się jednak, każdy ma swoje sposoby
na relaks i swoje ścieżki rozwoju. Jeśli uda się znaleźć coś naprawdę swojego,
bliskiego sercu wówczas rozwijanie pasji staje się czymś naturalnym a nawet subiektywnie
niezbędnym. Dobrze pasuje mi tu słowo „rekreacja”, a że jedną z moich
ulubionych rozrywek jest też wsłuchiwanie się w słowa i ich sens, to zatrzymam
się chwilę nad tą rekreacją. Pięknie wiruje mi ten wyraz. Pierwsze skojarzenie
to odpoczynek związany z jakąś formą aktywności, różne to mogą być rzeczy, ale
to co jest uniwersalne to „re-kreacja”, ponowne tworzenie. Rekreacja to odpoczynek,
a kreacja to tworzenie czegoś na nowo, ale z czego? Z tego do czego mamy
dostęp, z siebie samego, z nitek wspomnień, z kłębków wrażeń, ze zgromadzonych
zapasów i nowych pragnień, z tego co było, z tym co przychodzi… Tak rozumiana
regeneracja robi robotę w kwestii rozwoju! To była reklama regeneracji i
rozwoju😊 O rozwoju napisałam już nieco kiedyś w
poście „Użyć zwoju do rozwoju”, zachęcam do lektury tamtego tekstu. Dziś
nie będę pisać rozprawy o rozwoju, bo to temat tak duży, że aż na całe życie, przytoczę
za to przykład z rodzinnego ogródka. Tak oto w moim dziewiarskim abecadle w
rozdziale poświęconym R pojawia się również rodzina. Większość mojego bloga
jest ilustracją tego jak rodzina wpływa na rozwijanie pasji, bo mam dla kogo
robić i jeszcze długo będę miała, różne rzeczy w różnych rozmiarach. Ponadto
robienie dla rodziny jest też mniej ryzykowne, mniej stresujące. Jest też druga
strona medalu, którą w gruncie rzeczy też lubię. Bliskie osoby nie owijają w
bawełnę, mówią wprost gdy coś im się nie podoba, a nawet nie muszą mówić. Jeszcze innym motywatorem rozwojowym są
rodzinne zamówienia, czasem zaskakujące. Ostatnio siostra poprosiła mnie o
zrobienie czapki na wiosnę i lato, ażurowej, lekkiej i żeby przypadkiem nie
była za ciepła i w żadnym wypadku nie gryzła jak niemal każda wełna, no więc
najlepiej z bawełny. Czy ty wiesz o co mnie prosisz? Chyba się nie da zrobić
wygodnej czapki z bawełny, więc może zrobię Ci coś innego, niekoniecznie na
głowę, a jak na głowę to powiedzmy kapelusz. Nie, absolutnie nie kapelusz, to
ma być czapka. No dobrze, spróbuję, przypominając sobie słowa jednej z
nauczycielek mojego syna, „że skoro próba to nieudana”. W gruncie rzeczy sama
byłam ciekawa czy się uda, wprawdzie kiedyś robiłam czapkę z bawełny z wiskozą,
ale ona była cieplejsza, z podwójnym ściągaczem. No właśnie, ściągacz, to
podstawowa sprawa by czapka była wygodna. Zaczęłam od elastycznego ściągacza,
który wbrew moim wyobrażeniom o bawełnie faktycznie był elastyczny, wybrałam
luźny ażur o nazwie gothic lace, a co do rozmiaru i wygody uspokajało mnie
mierzenie czapki w trakcie pracy. Weronika od razu ją polubiła, ma takie
nakrycie głowy jakiego potrzebowała, a ja poszerzyłam swoje doświadczenie w
tworzeniu czapek. I przy okazji poznałam nową włóczkę, organiczną bawełnę z
dodatkiem kaszmiru BC Garn Summer in Kashmir.
Kolejne dzianiny które dziś
zaprezentuję to także rzeczy dla rodziny. Kiedyś Kasia powiedziała mi, że
marzną jej w nocy stopy, więc od razu chciałam jej podarować jakieś skarpety.
Jako, że nabrałam rozmachu w tej dziedzinie to od ręki mogłam dać jej całkiem
nowe, właśnie zrobione, jednak stwierdziła że woli sama wybrać kolor i
poczekać. Dla Kasi zrobiłam dwie pary skarpet, jedne z cieniowanej błękitnej
włóczki Rowan socks ocean, z ażurowym motywem i klasyczną piętą. Druga para to
testowe skarpety Romanza autorstwa Renaty Grabskiej, już w samej nazwie tego
projektu jest fantazja i rozmach, do pięknego japońskiego ażuru wybrałyśmy
gładką włóczkę Schachenmayr, wełnę z bambusem Regia Premium Bamboo w kolorze
wrzosowym.
Ostatnia rodzinna dzianina to
letnia torebka dla siostrzenicy. Robiłam ją „na oko”, prostym szydełkowym
ściegiem z różnych resztek bawełnianych włóczek. To była czysta rekreacja, a
najprzyjemniejsze było samo dobieranie kolorów, chłodnych i kojących oraz widok
gorącego błysku w oczach Helenki😊