W moim dziewiarskim abecadle powoli przychodzi pora na literę P. Już od pewnego czasu to „p” przypomina o sobie, prowokuje, podpuszcza. Pod tą literą pełno jest pojęć z moją pasją powiązanych. Przydałoby się potężne, pojemne pudło. Pojawiające się pomysły pchają się, piętrzą, przewracają. Patrzcie jaki potencjał! Powinnam to porządnie posortować, poskładać, po kolei pisać i potem post pełen pojęć na „p” publikować nie pomijając pomniejszych punktów i punkcików. Ale, ale, powoli.. czy na pewno powinnam? Już samo to słowo pachnie presją. Przesadna pilność mogłaby popsuć przyjemność płynącą z pasji. Postanawiam więc podejść do tematu powoli, podzielić go i podawać w mniejszych porcjach lub powiedzmy w pęczkach.
W dzisiejszym poście proponuję trzy punkty:
- proste pytanie
- potencjalną przygodę z pewnym przedmiotem
- piękny projekt z połyskliwej włóczki
Proste pytanie dotyczy podejścia do pasji i poniekąd padło
już na początku postu - Powinność czy przyjemność? Presja czy pasja? Prawdę
powiedziawszy to już parę pytań😉 Dorzucę więc kolejne -powolność czy pośpiech?
W każdym przypadku wybór z pozoru jest prosty, a poprawna odpowiedź to
pozytywne podejście, slow, luz, beztroska, ale to wcale nie takie oczywiste. Popatrzmy
prawdzie w oczy, kto nigdy nie poczuł presji choćby wewnętrznej niech pierwszy
rzuci motkiem. Powolność czy pośpiech? Relaksowe dzierganie, niespieszne
przekładanie oczek, długie spokojne chwile gdzieś na tarasie w półcieniu, gdzie
czas się zatrzymał jak na impresjonistycznym obrazie, tak, prawie to czuję.
Wystarczy jednak, że pojawi się jakiś porywający projekt albo przeciekawa
przędza i natychmiast puls mi przyśpiesza, chcę poznać lepiej przedmiot
pożądania, zmieniam podejście. Spowolnienie też się pojawia, w swoim czasie. Podsumowując
– w mojej pasji nie ma jedynej poprawnej postawy, za to jest sporo dynamiki, jest płodozmian prac, podoba mi się to. Pasja
to przede wszystkim plusy, oczywiście pojawiają się problematyczne momenty i
chyba doświadcza ich każdy. Nie mam na myśli jakichś potwornych porażek czy przykrych
przygód, ale to, że pewne punkty w pracy nad dzianiną są po prostu mniej
przyjemne. Dla niektórych osób może to być początek pracy, przygotowanie
próbki, dla innych plisa, pięta albo przyszywanie rękawów, dla mnie jest to
pozowanie do zdjęć.
Parę dni temu pomyślałam, że może przydałby mi się manekin, przedmiot
pozwalający pominąć problem pozowania. Tak oto płynnie przeszłam do kolejnego
punktu. Nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania manekina, nie miałam ani psychicznej
potrzeby ani przestrzeni i to się nie zmieniło. Powiedzmy jednak, że pewnego dnia pod moimi
drzwiami pojawia się manekin puka do moich drzwi, pytam po co, a on prosi
przygarnij mnie. Przygarnęłabym. Poświęciłabym prywatną przestrzeń, oczekując w
zamian przysługi pozowania.
A póki co proces przygotowywania moich prac do publikacji przebiega
tak jak dotychczas i powiem Wam, że to też ma swoje plusy, bo poszukiwanie pasującego
do dzianiny tła pozwala poznać nowe miejsca albo w znanych miejscach dostrzec nowe
detale, zakamarki, kolory, odcienie i półcienie.
Moja nowa dzianina została sfotografowana podczas
niedzielnej przechadzki po mieście przy pięknej pogodzie😊
Ten kardigan powstał na podstawie projektu Cardigan for summer Renaty Witkowskiej,
który zachwycił mnie od pierwszego wejrzenia. Potrzebowałam czegoś takiego. Do
mojej wersji użyłam nieco ponad 7 motków bułgarskiej mieszanki bawełny z wiskozą Cotton Dazzle
performance. To bardzo przyjemna włóczka, dodatek wiskozy daje nie tylko połysk
ale też chłodzący efekt. Oto kardigan na lato: