Według prognoz i alertów miało być bardzo deszczowo i burzowo wczoraj, a u mnie zapowiadał się wyjątkowo spokojny dzień, z nadzieją na ciszę i bynajmniej nie ciszę przed burzą. Warunki wręcz idealne, by popisać w skupieniu, przejrzeć zdjęcia i przygotować wpis na bloga. Tym bardziej miałam na to ochotę, że przyszedł mi do głowy pomysł pokazania dwóch dzianin niekoniecznie letnich, a fakt, że mnie samą zaskoczył wzięłam za dobrą monetę. Dodatkową motywacją do „poblogowania” był niezwykle rzadki u mnie stan, że akurat nie miałam niczego na drutach. Usiadłam więc przed komputerem, by jeszcze rano na szybko zanotować kilka kluczowych myśli. Pisało mi się dobrze, szybko, stukając w klawiaturę obserwowałam jak na biel ekranu wypływała fala moich rozmyślań. Miałam potem do tego wrócić na spokojnie, raz jeszcze przeczytać, zastanowić się, poprawić. Jednak do domu wróciłam później niż planowałam, gotowanie obiadu też jakoś więcej czasu mi zabrało, a poza tym pojawiło się parę innych okoliczności, ot, życie. Pewnie bym nawet o tym nie wspomniała, gdyby nie fakt, że tekst choć został napisany, to nie został zapisany. Zwyczajne niedopatrzenie, elementarny błąd. No cóż, to się zdarza. Trochę szkoda, ale nie wylewam nad tym morza łez, być może tak miało być, by te wczorajsze „mądrości” rozpłynęły się w wirtualnym niebycie. Tymczasem w moich notesach te wszystkie słowa i zdania zapisane kiedyś na szybko, jakieś cytaty i własne zapytania wciąż tam są. Czasem piszę odręcznie, czasem na klawiaturze. To tylko inne sposoby zapisywania słów, bo one same, raz pomyślane, powiedziane czy zapisane mają pewną moc, wpływ na rzeczywistość, nawet te rzucane na wiatr, nawet te z niezapisanych plików, bo i one mogą być jakąś lekcją, albo pretekstem do zmiany planów, przekierowania na inne tory.
Dzianiny, wybrane wczoraj jak
gdyby nigdy nic czekają gotowe do prezentacji. Można by pomyśleć, że to taka
przewaga materii, pewność, konkret i nic więcej. Akurat! Praca z tą materią
dostarcza wielu różnych wrażeń i to na każdym etapie. Życie dziewiarki bywa
burzliwe, zmienne i czasem nieprzewidywalne. I ja tę zmienność lubię. Coś mi to
przypomina… Takie właśnie jest dla mnie
morze Bałtyckie, piękne, dynamiczne, żywe, zmienne. Cieszę się, że udało się
zrobić parę zdjęć dzianin na plaży. Ale zanim je pokażę jeszcze opowiem o ich
powstawaniu.
Wiosną pracowałam nad ażurowymi,
misternymi dzianinami, byłam z nich zadowolona, a moją satysfakcję wzmacniało zadowolenie
osób, które zamówiły u mnie te rzeczy. Gdy skończyłam te projekty zaczęłam
robić coś dla siebie, spontanicznie i bez wcześniejszych wyliczeń, mogłabym
powiedzieć, że dla czystej przyjemności robienia na drutach, ale nie byłoby to
prawdą. Po pierwsze miałam cel – długi sweter, prawie płaszcz, o którym
marzyłam od dawna. Doskonale pamiętam wszystkie te długie kardigany w
czasopismach dziewiarskich, do których wzdychałam z zachwytem, by zaraz potem
usłyszeć w głowie ostrą krytykę – za dużo wełny, za dużo roboty… no i tak
odkładałam mój pomysł aż do tego momentu, gdy olśniło mnie, że idealnie nadaje
się na niego wełna, którą uzyskałam ze sprutego swetrzyska kupionego za bezcen.
I tu dochodzimy do „po drugie” – ze względu na ograniczoną ilość materiału i
brak możliwości dokupienia motka nie mogło to być całkiem beztroskie dzianie. „Czy
wystarczy włóczki?” Oto znany od
pradziejów dziewiarski dylemat. Wiedziałam, że wystarczy na sweter, lecz nie
mogłam precyzyjnie określić na jaką długość, toteż robiąc raglan od góry tuż po
rozdzieleniu korpusu zrobiłam rękawy, a cała resztę aż do zużycia tej pięknej,
grubej, granatowej wełny.
Druga rzecz, którą dziś pokażę
też zrobiłam dla siebie, też spontanicznie, też z grubej wełny i też z własnych
zapasów włóczkowych. Gdy przyszedł maj i przypominał zimny październik
zapragnęłam wesołych kolorowych skarpetek. Wyjęłam resztki wełny skarpetkowej „Novita 7 brothers” , na pierwszy rzut oka
zupełnie do siebie nie pasujących, ale tak je połączyłam, że utworzyły spójną
całość. Z siedmiu kolorów z „siedmiu braci” powstały skarpetki, które bardzo
lubię, lecz nad morze ich nie zabrałam😊
i jeszcze skarpety
Fajny sweter, kapelusz też wymiata i przełamuje ciemniejszy kolor w większej ilości. Lubię jasne kolory używać, gdy mam ciemniej to jasne dodatki... Wiesz, też takie mam wrażenie żeby znajdować spokój w tym, że życie jest jak morze, jest raz tak zraz tak, rześko naprawdę jest ta spokojna tafla wody, zazwyczaj się mieli i teraz czy damy się po chwycić czy będziemy spokojne stojąc w oku mniejszego czy większego cyklonu. Jak nas pochwyci to nas nie ma... A warto być...
OdpowiedzUsuńRaz jest tak, raz inaczej, tak sobie myślę że w życiu nie tyle zmienność i burzliwość może człowieka osłabiać, ale przywiązanie do wyobrażeń że powinno być tak a nie inaczej i obrażanie się, gdy tak nie jest.
UsuńKapelusz z rafii to dla mnie najlepsze nakrycie głowy na lato. Pozdrawiam ciepło
Ja nadal trwam w zawieszeniu w kwestii takiego płaszcza i mam podobne dylematy typu za dużo wełny, za dużo roboty 🫣 fajnie że Ty już masz swój długi sweter. Na mnie jeszcze nie nadeszła pora 🙂 pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWażne jest to co napisałaś o nadejściu pory, gdy przychodzi odpowiedni moment to po prostu chwyta się za druty... Serdecznie pozdrawiam:-)
UsuńPiękny jest ten sweter. Niby zwyklaczek, ale ma w sobie to "coś". Przez długi czas miałam podobne dylematy odnośnie takiego swetra, ale w moim przypadku chodziło jeszcze o ilość czasu, potrzebną na jego wydzierganie. Dwa lata temu nawet zaczęłam taki dziergać, ale wkrótce utknął w postaci UFOka w pudle. Chyba zaraz go wyciągnę i będę dziergać dalej. Może niebawem nawet uda się go skończyć :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Reniu:-) Zabawne jest to, że w ogóle nie dłużyła mi się praca z tym swetrem, nie zależało mi na czasie, zero presji, więc to coś, to może być wpleciony w dzianinę "luz". Życzę powodzenia z Twoim "UFOkiem", mam nadzieję, że niedługo go pokażesz.
UsuńPrzeczytałam twój post i skarciłam siebie, że tyle razy planowałam jak się zabiorę do zapisywania tych słów, które chce się zatrzymać na przyszłość, już widziałam w wyobraźni, jakim piórem piszę i nic... Widocznie tak już ma zostać, ale bardzo się cieszę, kiedy mogę przeczytać twoje "perełki" . Co do swetra, to wiem z praktyki, że taki kardigan jest czasami uniwersalny. Prawda , mój jest z akrylu, ale takiego porządnego, to nawet często służy za kocyk do siedzenia, w zimne jesienne wieczory w domu zawijam się
OdpowiedzUsuńTaka większa dzianina to dobra rzecz, nawet można się nią owinąć jak kocykiem.
UsuńPs. Proszę nie karć siebie:-)
Nie dokończyłam pisania, a już komentarz się opublikował. Na pewno twój kardigan zdał egzamin przy morskich spacerach. A skarpetki sa bardzo pozytywne, po prostu "radosne", jak duzo znaczy dobór odpowiednich kolorów. Życzę miłych letnich przygód.
OdpowiedzUsuń