Pisząc o swojej dziewiarskiej pasji mam świadomość, że to robienie na drutach, tak mi bliskie, tak bardzo moje, jest zarazem częścią czegoś znacznie większego, całej sieci powiązań z innymi, nie tylko z bliskimi, dla których dziergam, nie tylko ze znanymi mi dzisiaj pasjonatami tworzenia i noszenia dzianin, ale też z przeszłością mniej lub bardziej odległą od dzisiejszych czasów i życiem pod wieloma względami niepodobnym do współczesnych realiów. A oczka prawe i lewe wciąż robi się podobnie jak robiło się kiedyś. Choć motywy mogły być zupełnie inne i to w obydwu znaczeniach słowa motywy, jako powtarzające się wzory na dzianinie i jako powody do działania. Dawniej częściej niż dziś była to potrzeba i konieczność, lecz patrząc na takie dawne prace można zachwycać się ich pięknem i misternym wykonaniem. Gdy pomyślę, że te dzieła powstawały często z niedostatku, z ograniczonych zasobów czuję jeszcze większy podziw i doceniam nasze obecne możliwości.
Cieszy mnie ogromnie rozkwit w
obszarze związanym z rękodziełem, jest coraz więcej materiałów, włókien,
narzędzi, wzorów, jest też coraz większa świadomość i szacunek do zasobów
naturalnych. Dzierganie staje się coraz bardziej popularne. Obserwuję zmiany
nawet na przestrzeni kilku lat. Jakiś czas temu wstąpiłam do osiedlowej pasmanterii
chcąc kupić druty, nie było rozmiaru, którego potrzebowałam, zresztą wszystkie
druty tam dostępne można było policzyć na palcach jednej ręki. Najciekawsza
była jednak reakcja sprzedawczyni – „A któż to jeszcze robi na drutach w tych
czasach”. Cóż, pani choć sporo młodsza ode mnie zachowywała się jakby była
wyjęta z innych czasów. W niedługim czasie w okolicy powstały dwa całkiem
przyzwoite miejsca, gdzie można kupić włóczki, druty a i o dzierganiu
porozmawiać. Doczekałam się też włóczkowych targów w moim mieście i jestem
przekonana, że będą kolejne.
Taki wzrost zainteresowania
dziewiarstwem i rękodziełem wiąże się zapewne z możliwościami ekonomicznymi oraz
technologicznymi, z rozprzestrzenianiem się w Internecie pięknie
sfotografowanych prac zachęcających by samemu spróbować. Na pewno na mnie tak
działa wypływający z ekranu strumień obrazów związanych z moją pasją. Mam
jednak nieodparte wrażenie, że ten rozkwit dziewiarstwa wynika też z innych
przyczyn, z uszanowania dorobku przeszłych pokoleń, chęci sięgania do korzeniu,
docenienia tego choćby bardzo skromnego dziedzictwa, tego że ktoś nauczył nas
robić oczka prawe i lewe… Bo przecież to wszystko nie zaczęło się od nas.
Niedawno doświadczyłam takiego
poczucia powrotu do przeszłości podczas dziergania. Od paru lat najczęściej
robię na okrągłych drutach, jeśli swetry to bezszwowe, bo tak najwygodniej. Mam
też sporo drutów długich, prostych i postanowiłam wydziergać sweter właśnie na
takich drutach. Było to jak najbardziej uzasadnione, gdyż wybrany projekt
składał się z części wykonywanych osobno i potem zszywanych. Więc i ta technika
była jakby powrotem do dawnych czasów. Jakoś nie obawiałam się tego zszywania,
postanowiłam tylko że postaram się zrobić to starannie, jeśli miałam
jakiekolwiek obawy to były one dość typowe – czy wystarczy włóczki, ha.
Dokupienie nie wchodziło w grę, bo sweter z włóczki nieznanej, z prutego innego
swetra. Ale włóczki wystarczyło, moteczek malutki jeszcze został, więc miałam
dobre przeczucie. Wcześniejsze wcielenie swetra wpadło w ręce mojej siostry,
która kupiła go ze względu na piękny kolor i świetną jakościową wełnę. Jeszcze
latem to sprułam, rozwinęłam, uprałam i znów zwinęłam, a jakoś w środku zimy
poczułam że potrzebny mi ciepły, zapinany sweter. Wiedziałam z czego go zrobić!
Skorzystałam z bezpłatnego wzoru Berroco Drift, robiłam na dość grubych drutach
4,5 a podział na mniejsze elementy dawał wrażenie szybszej pracy. Zszywanie
zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie, wyszło ładnie, a poza tym jakby
zdyscyplinowało fason dzianiny. Tak jak napisałam wcześniej ta zszywana forma i
proste druty były dla mnie sentymentalną podróżą, zaś gdy po raz pierwszy
przymierzyłam zszyty sweter i poczułam jego ciepło i taki przyjemny ciężar
przypomniało mi się słowo „serdak” i kobiety z mojego dzieciństwa, mama,
babcie, ciotki, sąsiadki.
Tylko, że serdak nie ma rękawów,
to taka solidna kamizelka. Zrobię sobie na następną zimę. A tymczasem mam
kardigan, jak się okazało nie tylko na zimę.