Gdy piszę o mojej pasji wplatam w teksty różne dygresje i osobiste refleksje, puszczam je w świat, przez okno bloga, internetu, ktoś je chwyta, ktoś inny nie, a jeszcze inny ktoś rozpoznaje w nich swoje doświadczenia, myśli bądź tęsknoty. I to rezonowanie jest czymś niezwykłym. Za każdym razem, gdy dowiaduję się, że mój tekst do kogoś trafił czy wzbudził dobre wrażenia najpierw po prostu się cieszę, a po chwili uświadamiam sobie, że nie chodzi tu o mnie, ani o moje słabości czy moce, tylko o to, że nie jestem sama, coś daję, coś biorę, a skoro padło słowo „biorę” – to biorę też odpowiedzialność za swoje słowa. Liczę się z nimi zawsze, nawet wchodząc w szczeliny nieokreśloności wiem, że choćby nie wiem jak wyważone były słowa to i tak mogą zacząć żyć swoim życiem. Każdy ma swoje przekonania, doświadczenia, skojarzenia, przez które filtruje rzeczywistość. Ponadto każdy jest inny na swój własny wyjątkowy sposób. Mając to uwadze nie używam trybu rozkazującego – musisz to albo tamto, zrób tak albo siak, ja ci powiem jak. Raczej używam słowa „warto”, a i to dopiero wtedy gdy sama tego czegoś doświadczyłam i uważam, że ktoś inny mógłby z tego skorzystać, o ile oczywiście zechce.
Oto zaczynam moją nową serię, którą nazwałam „Myśli pomyślne”.
To słowo używane najczęściej w formułkach z życzeniami można też wprowadzić w
codzienne życie i sprawiać by działo się ono po naszej myśli, dobrej myśli.
Tego sobie i moim czytelnikom życzę.
W pierwszym odcinku „Myśli pomyślnych” będzie o
porównywaniu. Nie pamiętam już od kogo usłyszałam,
że porównywanie się do innych może wpędzić w pychę albo w kompleksy, a żadna z
tych wersji nie służy właściwej ocenie sytuacji.
Warto też postawić sobie pytanie, czy być najlepszym czy
doskonałym? Czym to się różni? Doskonały
może być każdy, a najlepszy jest tylko jeden. Tyle, że aby być najlepszym muszą
być jacyś gorsi, a to już daje inną dynamikę i więcej napięcia, bo przecież tę najlepszą
pozycję można stracić, gdy pojawi się ktoś jeszcze lepszy. Inaczej ma się sytuacja
z dążeniem do doskonałości w jakiejś dziedzinie i realizowaniem swojego
potencjału.
Oczywiście nie da się wykluczyć porównań, zestawień, bo na
ich podstawie dokonuje się oceny sytuacji, wyborów. O sobie i o innych ludziach
warto więc myśleć w kategoriach doskonałości.
Gdybym porównywała się do innych na pewno nie podjęłabym decyzji
o prowadzeniu bloga, bo przecież było wiele innych, lepszych, ale jednak
odważyłam się. Po pięciu latach mogę powiedzieć, że jeśli robi się zgodnie z tą
zasadą, to nie tracąc nic ze swojego podejścia
można uczyć się od innych, wzajemne inspirować i doskonalić.
Ciekawym przykładem do porównań mogą być dwie pary skarpet, jedne szare, delikatne z cienkiej włóczki, drugie intensywnie różowe z solidnej, ciepłej wełny. Jedne robione ściśle według wzoru, drugie inspirowane wzorem Entwined House Socks for Ladies, ale robione na oko. Różowe fotografowane były podczas leśnej wycieczki, a szare w warunkach domowych, ascetycznie. I tak jest dobrze, bo takie jest życie, jest różnorodność, jest przyjazna szarość i intensywny róż. Do wyboru. Szare skarpety zrobiłam w ramach testu wzoru Dora socks Emilii Salej. Dora socks to prawdziwy skarpetkowy rarytas, harmonijnie rozplanowane ściegi, urocza ząbkowana plisa i wyjątkowo ciekawy sposób na piętę. Swoją wersję zrobiłam z szaro białej wełenki. Te pozornie niepozorne skarpetki są właśnie takie jak chciałam. Czasem potrzebuję czegoś subtelnego, a czasem bardziej intensywnego, jak te różowe, które zrobiłam ze znakomitej fińskiej wełny skarpetkowej Novita 7 Brothers. A róż, cóż, skarpetki w takim kolorze są jak różowe okulary, tylko nie zniekształcają obrazu rzeczywistości a wprowadzają w dobry nastrój.