Jakże pasowałby mi ten zwrot
właśnie teraz, jesienią, gdy chcę zaprezentować trochę dzierganych drobiazgów.
Mogłabym napisać, że te małe formy spadają mi z drutów jak liście z drzew,
Prawda jest jednak taka, że tylko wrzosowe mitenki z czapką powstały jesienią.
Pozostałe rzeczy robiłam jeszcze latem. Odkąd dzięki Kamili odkryłam jaka to fajna rzecz, postanowiłam
tworzyć kolejne wersje w tak zwanych wolnych chwilach. Mały moteczek włóczki i
krótkie kolorowe druciki mieściły się w niewielkiej kosmetyczce i mogłam
zabierać je z sobą prawie wszędzie. Wyobrażałam sobie że do jesieni to powstanie
ich tyle, że przydadzą się solidne grabie, żeby je potem wszystkie zebrać. Mijały
tygodnie i miesiące, a tych wyobrażonych drobiazgów jakoś nie przybywało. To
znaczy pojawiały się, od czasu do czasu i raczej nieśmiało niż brawurowo i
hurtowo.
Za to jesień przyszła szybko i
nie marnując danego jej czasu każdego dnia kreuje nowe widowisko i pozwala nam
napawać się swą zjawiskową urodą. Liście lśnią w słońcu, opadają, wirują,
tańczą i szeleszczą pod nogami. Jest tegoroczna jesień tak piękna i ciepła, że
nie mam do niej o nic pretensji, ani o szybciej pędzący czas, ani o krótsze
dni, ani nawet o nielekką jesienną infekcję, która na parę dni zwala mnie z nóg
i więzi w domu. Na szczęście mam za oknem piękny widok, który o tej porze roku
zmienia się z godziny na godzinę, w konarach drzew energicznie buszują sikorki,
po cichu opadają liście, a sprytne wiewiórki prezentują swoją zwinność i ogony
tak puszyste jak w dziecięcych rysunkach. Zachwycająca jest też sójka i jej błękitne
piórka, szkoda że nie pozwala mi się sfotografować. Patrzę wciąż na te drzewa i
zapominam, że jestem w mieście i że na razie nie wychodzę z domu. Przypominam
sobie jednak o moich jesiennych drobiazgach wydzierganych latem, o tym, że
zdjęcia były zrobione od razu, więc teraz mogę po nie sięgnąć jak po przetwory z domowej spiżarni. I oto
trzy pary mitenek, pierwsze ze skarpetkowej malabrigo dla Kasi, którą ubiegłej
zimy zachwycił motyw tulipana, obiecałam że zrobię do jesieni, zrobiłam. Drugie
z różowego moteczka nieznanego pochodzenia. Trzecie – wrzosowe to już osobna
historia i kolejna lekcja dziewiarskiej pokory. Pomysł powstał po skończeniu
wrzosowego swetra, pamiętałam że mam trochę fantastycznej cool wool i
postanowiłam zrobić z niej wspaniały komplet, nie wiedziałam jeszcze dla której
z moich sióstr będzie to prezent. Wykorzystałam wzór Armley Beany and Slouch Woolly Wormhead. Z wzoru na czapkę przeniosłam również na
mitenki motyw zmniejszającego się warkoczyka i już w trakcie dziergania
odbierałam swoją nagrodę na ten pomysł. Mitenki wyszły całkiem fajne, niestety
nieidealne zmniejszanie obwodu czapki na powierzchni oczek lewych
dyskwalifikują to nakrycie głowy jako prezent. Cóż przyjdzie mi samej nosić tę
czapkę z widocznymi krostkami i myśleć o tym, że ciągle jest coś, czego chcę
się nauczyć.